Do kawy #2.

Tydzień temu zrobiłam na Insta rundkę pytań. Ich treść i liczba w setkach totalnie mnie zaskoczyły. Pojawiło się mnóstwo próśb, aby zebrać je w post, bo po kilku godzinach ciężko było przeczytać wszystkie odpowiedzi. Mnóstwo pytań się powtarzało, więc mniemam, że więcej osób chciałoby znać na nie odpowiedź. Zapraszam więc dziś na kawkę i ploteczki!

Czy rozważasz powrót do Polski, za czym najbardziej tęsknisz, kiedy zdecydowałabyś się na powrót, czy nie obawiałabyś się powrotu? Czy dzieci odnalazłyby się w szkole?

Te pytania pojawiły się w takiej ilości, że aż się za głowę złapałam. No więc już odpowiadam. Ja cały czas planuję powrót do Polski, bo nigdy nie rozważałam mieszkania tutaj na stałe. Kiedy analizuję sytuację na trzeźwo i obiektywnie, tutaj właściwie lepsza jest tylko pogoda. Ludzie, praca, możliwości – wszędzie można sobie zorganizować. Tylko ta pogoda rzeczywiście jest nie do przeskoczenia, bo w Perth słońce świeci jakieś 320 dni w roku. Tylko co zrobić, kiedy rodziny, przyjaciół i domu nie chce się do końca wymienić na upał? To słońce też jest tutaj dość groźne. W Polsce mamy smog, tutaj raka skóry. To nie jest nierealne zagrożenie, a dość przerażające statystyki. Dwie osoby w moim bliskim otoczeniu miały w tym roku wycinane komórki rakowe. Kremem smarujemy się na potęgę, a dzieci, aby w szkole mogły wyjść na zewnątrz, muszą mieć na głowie czapkę. I tak źle i tak niedobrze.

Ja już się tyle razy przeprowadzałam, że nie potrafię się już tym tak bardzo denerwować. Jesteśmy zaradni, lubimy przygody i wierzymy, że zmiany są na lepsze! Tak więc w tym temacie bez większych obaw. Wiadomo, łączy się to z logistycznymi zagwozdkami i pakowaniem, którego nie znoszę. Ale, pocieszam się, dzięki temu robię sobie zawsze wielkie czystki i odgruzowanie. Na plus!

Nie boję się o to, jak dzieci odnalazłyby się w szkole, bo nie mam zamiaru opakować ich w folię bąbelkową i strzec przed każdym życiowym problemem. Polska to mój kraj, moje dzieci urodziły się w Polsce, nasza rodzina w większości jest w Polsce, czego miałabym się obawiać? Przecież życie tutaj też niesie za sobą mnóstwo zagwozdek, nikt nam nic nie daje ani przeszkód spod nóg nie usuwa.

Nie boję się o przyjaźnie. Te najlepsze przetrwają wszystko, te słabsze możliwe, że nie zdadzą testu. Też dobrze! Jestem za stara na otaczanie się byle kim i związki, które są ledwo ciepłe!

Nie uważam, że w Polsce jest czegoś mniej, że żyje się gorzej, problemy z polityką są wszędzie. Wszędzie też na świecie jest duża grupa ludzi, która zwyczajnie światopoglądowo nam nie pasuje. Życie tutaj jest strasznie drogie, nikt nikomu nic nie daje, dolary na drzewach nie rosną, służba medyczna droga, a lekarz pierwszego kontaktu to zwykle mówiący łamanym angielskim kiepski medyk. Wszędzie są plusy i minusy. Perth jest geograficznie na końcu świata i wydostanie się stąd to niemożliwe koszty, zżera mnie zazdrość jak widzę, gdzie na weekend latają moi znajomi!

Szkoły fajne są wszędzie, trzeba poszukać, a nie zadowalać się byle czym. Gdyby tutaj nie było mnie stać na mieszkanie w elitarnej dzielnicy, w szkole też mielibyśmy kiepski poziom i szemrane towarzystwo rodzin patologicznych.

Przeprowadzki do Australii absolutnie nikomu nie polecam. Jest dużo fajnych krajów bliżej. Przyjechanie tutaj oznacza pożegnanie się z życiem tam. Powroty do Polski kosztują masę pieniędzy i strasznie dużo czasu. Po jakimś okresie wolisz lecieć na dużo tańsze i egzotyczne wakacje, niż do domu. W zimie nie polecisz, bo nie masz ciuchów, nie umiesz już jeździć po śniegu, a w lecie po co z upału do upału? Nie ma też co za bardzo liczyć na odwiedziny z Polski. Przez ogromną różnicę czasu ciężko jest nawet pogadać z Polską. Ja jeszcze mam tak, że wiele z tych rozmów powoduje u mnie taki ścisk gardła, że zwyczajnie potem jestem rozwalona i w takim stanie, że nie nadaję się do niczego. Więc czasami, żeby sobie tego żalu nie do opisania nie fundować, stosuję „co z oczu, to z serca” i po prostu nie dzwonię. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale wiem, że wiele osób na emigracji mnie rozumie. Niestety – Australia to nie Londyn, z którego moja przyjaciółka lata sobie do domu na weekend.

Za czym tęsknię? Za wszystkim. Dosłownie. Najbardziej za mamą, za moją siostrą z wyboru, przyjaciółką od lat K., za rodziną, za znajomymi, za własnym domem, za Krakowem, za bliskością Europy, za byciem u siebie, za kulturą, wartościami rodzinnymi, czterema porami roku, bogatą historią. Tęsknię za tym naszym wkurwem, dużo mniej mnie on drażni niż „how are you”, na które nikt nie oczekuje odpowiedzi i te sztuczne uśmieszki naokoło. Tęsknię za istotnymi w życiu sprawami, ale i milionem pierdółek. Za muzyką, filmem, majem, wrzosami na jesień, truskawkami, bobem, śniegiem, za brakiem pytania ile masz pieniędzy na każdym kroku, za kobietami, które starzeją się godnie, za kiszonymi ogórkami, za obiadem u Babci, za Bistro Zazie, za bzem, konwaliami, za świętami w zimie, za żywą choinką, za Placem Imbramowskim, naszym morzem, górami, prawdziwym jedzeniem, oscypkiem, mroźnym powietrzem, za grzanym winem, za szykiem i elegancją Polek, za możliwością bycia gdziekolwiek w Europie za kilka Euro i parę godzin. Za przyjaciółmi, którzy lubią mnie też za to, jaka nie jestem.

Tęsknię również za pozbyciem się statusu emigranta. Nie lubię wielu Polaków za granicą, bo choć często pracują poniżej swoich kwalifikacji, dają się spychać do miana obywateli gorszej kategorii, mają dziurę w sercu z tęsknoty za domem i wyrzutu sumienia w stosunku do porzuconej tam rodziny, to na Polskę plują. Tak to już jest. Lepiej sobie wmówić, że tam źle i strasznie, przecież tego, jak żyjemy tutaj, nikt nie widzi, więc można spokojnie udawać.

Kiedy bym chciała wrócić? Jutro. ? Jestem jednak wdzięczna za to, że mogę tu teraz mieszkać. To świetne doświadczenie dla całej naszej rodziny. Australia jest piękna i polecam bardzo każdemu raz choć w życiu na wakacje!

A, z góry uprzedzam – te uczucia podzielamy całą rodziną i niechęć męża czy dzieci nie jest powodem, dla którego tu jesteśmy.

Czy Twoje dzieci mówią po polsku? Czy Twój mąż mówi po polsku? Czy uczysz dzieci polskiego?

Niestety – nie mówią. To znaczy do mnie nie mówią, bo jak rozmawiają z kimś z Polski, to mówią. Oglądają bajki po polsku, czytam im cały czas po polsku. Mówię do nich też po polsku, ale biorąc pod uwagę fakt, że 6h spędzają w szkole, potem chcą się bawić z rówieśnikami albo mają dodatkowe zajęcia, tego naszego czasu dużo nie zostaje.

Pytał ktoś, czy uczę dzieci polskiego. Nie uczę. Po prostu – zakładając, że muszę dbać o szkołę tutaj, o zadania domowe, czytanie, liczenie, pisanie, a jestem z tym zwykle sama, bo mąż jest w pracy, nie mam kiedy. Weekendy są u nas rodzinne. Dzieci chodziły przez dwa lata do sobotniej szkoły polskiej, ale prawda jest taka, że zabierało nam to pół soboty i nie widziałam żadnych postępów. Szkoła co chwilę przyjmowała nowe dzieci, które były na bardzo różnym poziomie. Na uczenie się w kółko „Ala ma kota”, szkoda było mi czasu.

Moje dzieciaki, które przez 5 lat życia mieszkały w Polsce i posługiwały się tylko polskim, w 3 miesiące tutaj mówiły płynnie po angielsku, nawet w domu, między sobą, rozmawiając po angielsku! Podejrzewam, że jak kiedyś wrócimy, to samo, a pewnie nawet szybciej, stanie się z polskim. Więc się tym nie przejmuję. Współczuję jednak mamom, które chciałyby ten polski w domu kultywować, a mają męża obcokrajowca. Strasznie to ciężki temat i wymaga ogromu pracy. Ja chwilowo zaniechałam tego, bo chcę, żeby dzieci dobrze nauczyły się angielskiego. Ten polski najbardziej mnie tutaj martwi. Język, kultura, mam wrażenie, że pokazanie tego dzieciom aż tak daleko od domu jest praktycznie niemożliwe.

Mój mąż po polsku mówi słabo, ale wszystko rozumie. Żeby go przez telefon obgadać do mamusi, muszę wychodzić do drugiego pokoju. ? Mieszkał 10 lat w Polsce i wszędzie się dogadał i z policją, i w urzędach, i w sklepach, na poczcie, i w restauracji. Nawet niektóre piosenki śpiewał.

Jaki masz zawód? Czym się zajmujesz? Co Twoja rodzina sądzi o blogu? Co robi Twój mąż?

Z zawodu jestem mgr inż. Czyli mogę gówno robić i nieźle żyć i mam na to papier. Tak więc robię! Aktualnie piszę od 4 lat bloga. Lubię to, jest to źródło zarobku, cieszy mnie kontakt z ludźmi, każdego dnia czegoś się uczę. Mój mąż bardzo mnie wspiera, choć oprócz sporadycznej pomocy przy zdjęciach, nie pomaga, w końcu blog jest po polsku. Dzieci są bardzo na tak, pewnie już wkrótce zaczną podczytywać. Żartuję! Nie umieją czytać po polsku, hahahahahaha. Blog daje mi elastyczność i dużą dowolność. Mogę pisać o czym i kiedy chcę, nigdy nie zgadzam się na reklamowanie produktów, które nie są godne polecenia. Aktualnie, będąc za granicą i przy trybie pracy męża, nie mam za bardzo ochoty na powrót do etatu. W sumie nie mam też takiej potrzeby ani pewnie możliwości. Kolejnego głupiego szefa bym nie zniosła. Lepiej samą sobą zarządzać.

Jak zarabiać na blogu? Pisać tak, żeby czytał ktoś więcej niż własna babcia, sąsiadka i kot. Ot i cały sekret!

Mój mąż zarządza sprzedażą w firmie budującej luksusowe domy. Aktualnie, przy kryzysie jaki jest w Perth, jest to dość trudne zadanie, ale radzi sobie doskonale. A, kilka osób chciało wiedzieć – mąż nie ma nawet magistra.

Skąd takie imiona dla dzieci?

Imiona, jedne z niewielu na świecie, brzmią identycznie w obu językach i nie są za bardzo wydziwione. Przez całą ciążę mieliśmy mieć trzy dziewczynki. I o ile zawsze wiedziałam, że będę miała córkę i będzie miała na imię Nina lub Emma, tak trzeciego imienia dla dziewczynki nie mogliśmy wymyślić. W końcu stanęło na Lara. Uff. Do końca życia kojarzyłoby mi się z Larą Croft! Moja kumpelka od niedawna ma buldożkę Larę. I to imię do niej zdecydowanie bardziej pasuje.

Czy macie z mężem kryzysy?

Nie miewamy. Mieliśmy kryzys jeden wielki – pierwszy ślub odwołaliśmy i mieliśmy potem dwa lata przerwy. Od czasu powrotu wiemy, jak to jest to coś między nami stracić. Dla mnie związek nie jest pracą i niemiłym obowiązkiem, nie wybaczyłabym zdrady, a sobie bycia z kimś, bo mam z nim dzieci czy kredyt. Dla mnie takie kryzysy są jak blizna. Nigdy się nie zagoją. Możliwe, że lepiej się rozejść niż się męczyć.

Czy kiedykolwiek złościsz się na dzieci?

No pewnie – co chwilę. Moje dzieci naprawdę mnie zdrowo testują! Nie zgrywam się, kiedy piszę, że macierzyństwo mnie przerasta. Ale przecież nie mogę pisać o tym w kółko. Podobnie jak nie pokazuję się codziennie bez mejkapu i jak wstanę z wyra po 3 godzinach snu, jak przytyję, czy dawno nie byłam u fryzjera. Media społecznościowe to iluzja. Pokazuję tyle, ile chcę. Wkrótce już nie będzie tu w ogóle moich dzieci. W zoo w Perth rozpoznała moje dzieci czytelniczka. Świat jest baaardzo mały.

Może jakieś rady dla singielek? Młodych par?

Padło pytanie o mieszkanie razem i co ja o tym sądzę. Mieszkać razem w naszych czasach TRZEBA przed ślubem. Dzielenie się obowiązkami, priorytety, nawet kwestie budżetu czy stosunku do teściów, to rzeczy, które wcześniej trzeba przetestować!

Dla singielek – warto czekać i szukać swojego księcia. W końcu nie jesteś bazyliszkiem – nie musisz się zadowalać byle baranem. To naprawdę nie ma znaczenia, że koleżanki już mają, już rodzą dzieci, a Ty nie. Lepiej się nie spieszyć, a wybrać miłość, szacunek, zaufanie, niż za cenę sukienki już natychmiast, potem całe życie się użerać. Przed ślubem wszyscy doradzają i mędrkują, z głupim mężem będziesz musiała radzić sobie sama. Tego kwiatu jest pół światu, a do ząbkowania, kupek i zupek nie ma się co za bardzo spieszyć. Na to zawsze jest czas, a młodości nikt nikomu nie wróci. Na wszystko w życiu jest dobra pora!

Najlepiej za mąż wyjść za kogoś, kogo zwyczajnie lubisz i ten ktoś ma podobne do Ciebie poglądy. Z wiekiem niestety tylko się zaostrzają konflikty, bo jak minie zauroczenie i kiedy w końcu wyjdzie się z łóżka, pojawiają się problemy i szara rzeczywistość, trudniej nam przychodzi wieczne ustępowanie na każdym kroku i rezygnacja z własnego zdania. Dobrze mieć podobny stosunek do rodziny, pieniędzy, wolnego czasu, marzeń. No i absolutnie dbać o to, aby w związku były dwie osoby – on i ona, a nie jego kumple, Twoja przyjaciółka i teściowa. Przecież to obca kobieta! ?

Czy sobie coś powiększyłaś? Czy zawsze byłaś asertywna? Aktywna fizycznie? Szczęśliwa?

Nic sobie nie powiększałam, ale chętnie bym sobie zmniejszyła! Duże piersi chcą mieć tylko te, które mają małe. To utrapienie! Chętnie zoperuję sobie krzywy nos, który mi kiedyś jakaś życzliwa czytelniczka wypomniała. Zróbmy składkę!

Nie zawsze byłam asertywna. Nauczyłam się tego z poradników (!!!) i na terapii, na którą chodzę już któryś raz. Za młodu nienawidziłam wuefu i byłam strasznie lewa! Do jeszcze całkiem niedawna nie kumałam tego, że można to lubić, wstawać, tak jak teraz wstaję, o 5 rano na siłkę, na ćwiczenia, które często mnie przerastają! Biegacze wydawali mi się kopnięci, do teraz nie wiem jakim cudem przebiegłam maraton! Sport okazał się jednak dla mnie wybawieniem. Pomaga mi w ogarnięciu psychiki i leczy moją duszę. No i przy okazji korzysta dupka. Bo ja z tych, co jak się zaniedbam, to mi siada na głowę i samoocena mi leci na dół. Zdecydowanie wolę jak się z lustra uśmiecha do mnie ogarnięta babeczka, a nie kupka nieszczęścia. Od lat zmagam się z depresją i huśtawkami nastroju. Ale nie daję się łatwo!

Przy tych pytaniach pojawiło się MNÓSTWO miłych słów. Nigdy nie wiem, co powiedzieć. Napiszę po prostu – bardzo dziękuję. Za to, że mogę tu być, że od czasu do czasu coś skomentujesz, pocieszysz, napiszesz wartościowy komentarz. Prosisz, abym nie przestawała pisać. Na to jest tylko jedna recepta – jak będziesz czytać, będę pisać. Klikaj, czytaj, komentuj, pisz do mnie. Dzięki za to, że jesteś. 

Tym optymistycznym akcentem kończę. Miłego dnia. Pomyśl o mnie czasami, bo ja myślę o Tobie codziennie. ♥

Wpadaj do mnie na Instagram, tylko tam możesz zobaczyć i usłyszeć mnie na żywo i tylko tam będą się pojawiały takie rundki pytań! https://www.instagram.com/calareszta.pl/

Na wiele pytań, które pojawiły się setkami, są już na blogu odpowiedzi, zerknij.

Jak odpieluchować trojaczki – https://www.calareszta.pl/kiedy-i-jak-odpieluchowac-dziecko/
Sposób na usypianie trojaczków – https://www.calareszta.pl/uspic-dziecko-o-20-miec-happy-hours/
Jak poznaliśmy się z mężem – https://www.calareszta.pl/love-story/
Jak wygląda edukacja w Australii – https://www.calareszta.pl/szkola-w-australii/
Co to jest to keto, widzę, że jesteś na tej diecie – https://www.calareszta.pl/co-to-jest-keto-czy-to-dziala-i-na-czym-to-polega/
Czy ktoś Ci pomaga – mam panią do sprzątania – https://www.calareszta.pl/pani-sprzatania-korzystam-dobrze-mi-tym/

  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.