Jeszcze krytyka, czy już hejt?

Nikogo nie proszę o opinię. Ani o radę. To, że ktoś napisze swoje własne przemyślenia, wcale nie oznacza, że ktoś inny może w tym samym miejscu wyrazić swoją o tym opinię, która jest krytyką lub złośliwą uwagą.

Śmieszą mnie argumenty, jakoby ktokolwiek musiał nauczyć się przyjmować krytykę. Bo wcale nie musi. Jason Hunt w swojej książce “Social Media Start”, napisał: “Każdy powie ci, że powinieneś liczyć się z konstruktywną krytyką. Rzecz w tym, że konstruktywna krytyka to wciąż krytyka, a jeśli ktoś cię krytykuje, to znaczy, że coś mu nie pasuje. I wiele osób wychodzi z założenia, że trzeba takiej krytyce ulegać, próbować coś zmienić w sobie, aby wykluczyć błędy i stać się lepszym. (…) Nie chcesz pisać dla krytyków i nie potrzebujesz ich zadowalać, bo każda zmiana może zaowocować jeszcze większą krytyką ze strony tych, którym dotychczas wszystko się podobało”.

Wcale nie musisz być blogerem, żeby to zrozumieć. Bo to jest na przykład tak samo, jak z włosami. Jak zetniesz, część powie komplement, ale znajdzie się kilka osób, które stwierdzą, że wolały z długimi. Wszystkim nie dogodzisz, dlaczego więc masz przejmować się tymi, którzy nie akceptują Twoich poglądów, nawet tak trywialnych jak długość włosów? Przecież jeśli powiesz komuś, że wolisz go z długimi włosami, podczas gdy stoi przed Tobą obciachany na zapałkę, czy to sprawi, że ta osoba poczuje się lepiej? Nie. A czy Ty poczujesz się lepiej? Serio? Czy to jeszcze krytyka, czy już hejt?

To, że ktoś wrzuca coś do Internetu, absolutnie nie świadczy o tym, że nagle prosi cały świat o radę. Tak, prawdopodobnie chce się pochwalić, może pokazać, zwrócić uwagę, cholera wie co jeszcze. Dzisiejszy Internet stał się dialogiem. W tym dialogu, choć bardziej bezosobowym niż w tradycyjnej rozmowie, nadal obowiązuje jedna, święta zasada życia wśród ludzi – nie rób nikomu krzywdy. Nie zgadzasz się z danym poglądem? Jedź dalej, przewijaj, aż znajdziesz coś, co budzi Twoją aprobatę. Bo po co mówić komuś: “Ojej Dżesika, to takie niepolskie imię”. Taki komentarz nie jest neutralny. Neutralnie w tej sytuacji zabrzmiałby komentarz “oryginalne imię!”. Cokolwiek innego jest małą, cieniutką igiełką wbitą tam, gdzie potencjalnie może zaboleć. Jest wyrazem dezaprobaty, krytyki, stwierdzeniem faktu – mnie to imię się nie podoba. Nie podoba mi się to, że Twoje dziecko ma tak na imię. No i spoko. Ci, którzy mają grubszą skórę i są mądrzejsi, oleją. Ale Ci, którzy się przejmują, będą pamiętali ten komentarz i przysrają przy najbliższej okazji. Jeszcze ci, którzy nie boją się konfrontacji, rozpoczną nikomu nic nie dającą rozprawkę na temat – jakie imię należy dać dziecku, które mieszka w Polsce? A kogo to obchodzi? Jak kiedyś napisała Joanna z bloga Wyrwane z kontekstu “Jest, to jest. Na chuj drążyć temat”? Nie podoba Ci się imię Dżesika? To swojemu dziecku tak nie dawaj!

Kiedy w prawdziwym życiu idę z koleżanką na kawę i gadamy o dupie Maryny, wymieniając się skrajnymi poglądami, jej odrębne od mojego zdanie mnie nie boli. Mówimy sobie po prostu, e tam, ja myślę inaczej. I na tym koniec. Nie wyciągam od razu kilkudziesięciu kontrargumentów na poparcie mojej tezy, nie atakuję jej wyciąganymi zza pazuchy dowodami, że moja racja jest lepszą. Nie obrażam jej, po czym ostentacyjnie nie wołam – już Cię nie lubię! Myślałam, że jesteś inna!!! Przecież życie nie na tym polega. Choć wyraziła swoją opinię, nie muszę się z nią zgadzać, ale i nie muszę jej zrównywać z powierzchnią ziemi. Ba! Dla świętej zgody, zwykle nawet tego nie komentujemy, zmieniamy temat. Bo po co? Gdybym oczekiwała, że każdy człowiek ma takie samo zdanie jak ja, prawdopodobnie musiałabym zamieszkać na pustyni. Oczekuję jednak szacunku do moich poglądów. To, że mam ciemne włosy, biegam, a dzieciom pozwalam jeść lody, to część mojego ja. Jak i to, że jakaś tam Ania, będąc całe życie Anią numer 56, chciała swojemu dziecku dać oryginalne imię, żeby po latach nie było szóstą Zuzią w klasie. I dała, akurat podobało jej się Dżesika. Jej sprawa! Oczywiście, istnieje konwersacja i wolność wypowiedzi. Czy jednak koniecznie ta wolność musi oznaczać oplucie czyjegoś poglądu?

Nie jestem nieomylna i z zainteresowaniem zawsze czytam różne komentarze. Dowiedziałam się już od ludzi wielu ciekawych rzeczy. W większości pozytywnych. To dzięki blogom przyspieszyłam wizytę u logopedy, zmieniłam dzieciom kaski, foteliki w samochodzie, poszłam na niejeden film i przeczytałam niejedną książkę, odkryłam fajne miejsca w wielu zakątkach Polski. ALE. Tutaj chodziło o polecenie, radę, coś zupełnie beznamiętnego, na zasadzie: “Hej Ty! Zobacz tutaj!”. A nie w stylu – “Ty nieodpowiedzialna debilko, spójrz na kaski tych swoich zafajdanych dzieci”.

Opinia jest jak dupa, każdy ma swoją. I wiadomo, że bardzo ciężko jest ją zmienić, może nawet jest to niemożliwe? A w każdym razie jest to proces. Na pewno nie wpłynie na niego pełny jadu komentarz w Internecie. Przecież ja zdania nie zmienię! Nikt nigdy nie zmienił zdania po jakimś tam wpisie w necie. Jasne, można się zasugerować, można przemyśleć, można kogoś zainspirować. Ale wątpię, aby ktokolwiek, kto przeczyta w necie zupełnie odmienną od swojej opinię, zmienił momentalnie zdanie. W końcu to, że coś zrobił, to była konsekwencja jakiegoś myślenia, poglądu, decyzji!

Napisałam kiedyś tekst, żeby to olać. Nie przejmować się i mieć te wszystkie opinie w nosie. Bo przecież wiadomo, że ludzie zawsze będą gadali, a każdy Polak uważa, że to, co myśli ze szwagrem, to opinia całego narodu. Choćby nie wiem ile tekstów powstało, będzie nadal tysiące opinii, a wiadomo, że przysranie komuś w Internetowej rzeczywistości dobrze robi na samopoczucie. Choć Twoje życie jest marne i nudne, na jeden moment może rozbłysnąć w nim tęcza. Kochana! Jeszcze nie czyta? Nasz Dobromir to czytał zanim miał 2 latka! I już +100 do macierzyńskiego lansu. No fajnie, że byłaś na Bali na wakacjach, ale pewnie lało, co? A, nie lało? To pewnie za gorąco, co? Ale daleko strasznie, nie? A, samolot komfortowy? No ale pewnie się bałaś, nie? I tak do usranej śmierci.

Z obserwacji wysnuwam jednak wniosek, że trochę to jednak boli. Nawet jeśli jesteś ponad to i wiesz, co za takim hejtem stoi (zwykle brak jakiekokolwiek poczucia wartości, kompleksy, latami skrywane lęki i frustracja), wiesz też, że na nic Ci się to zda. Świetnie ujęła to Magda w rewelacyjnym tekście “Dziewczyny, przestańcie być dla siebie takimi pizdami! “Po co mi taka snująca się gdzieś w pobliżu menda, która gryzie w najmniej spodziewanych sytuacjach? Wycinam takie „koleżanki” w pień i zawsze czuję się z tym doskonale. To jak wyrzucanie z szafy zbędnych ubrań, tylko lepiej. Nie potrzebuję, żeby mi ktokolwiek wbijał szpile, między pachnące kwiatki wkładał małe, śmierdzące gówienka złośliwości, uprzejmie donosił, że jakiś powodowany zawiścią palant powiedział kolejną bzdurę na mój temat i jednocześnie czerpał z tego donoszenia perwersyjną przyjemność. Bo zawsze miło jest dojebać temu, któremu idzie trochę lepiej. Temu, który ma zawsze na twarzy uśmiech zadowolenia. Temu, który lubi swoje życie. Choć odrobinę mu odebrać, nawet jeśli to będzie tylko dobre samopoczucie”.

Dlatego mówię otwarcie, że nikt wcale nie musi znosić krytyki, bo komuś się tak podoba. Bo podoba mu się przysrać i zgnoić. I niech będzie nawet, że niektórzy są przewrażliwieni na swoim punkcie. Może i są. Ale czyż świat nie był ładniejszy, gdybyśmy sobie od czasu do czasu słodzili, zamiast nokautować? A przecież nawet w Internecie tworzymy swój mały dom. Jeśli ktoś zamieszcza napiętnujący komentarz pod zdjęciem znajomego, to jest forma hejtu. Czy wpuszczając kogoś do swojego domu pozwolisz, aby nasrał Ci na dywan? No nie. Więc dlaczego pozwalasz, aby gnębił Cię w internetowej rzeczywistości?

Mogę być gruba, głupia, leniwa, rozwydrzona, rozpieszczona, brzydka, bez talentu, na wiecznych wakacjach i cokolwiek jeszcze tam chcesz. ALE. Mówię wyraźnie – od dzieci, moich i cudzych, niech się każdy odpieprzy. To, że coś na ich temat napiszemy, pokażemy zdjęcie, czy film, nie oznacza, że ktoś inny ma od razu to skomentować, przeżuć i wypluć zabarwione jadem. Nie podoba Ci się imię Brajan? Nie dawaj go swojemu dziecku! Nie stać Cię na buty dla dziecka za 300 zł? Nie kupuj! Nie lubisz ekologicznego musli na śniadanie? Serwuj kiełbachę! Nie puszczasz bajek? Wolność Tomku w swoim domku! Nie posyłasz do przedszkola? Good for you!

Od dziecka wara. Bo tak, rzeczywiście tak jest, że tam boli najbardziej. Bo jakakolwiek negatywna opinia o dziecku jest bezpośrednią krytyką rodzica i pracy (Tak! Ciężkiej, wykańczającej, pozbawiającej złudzeń, wywołującej wyrzuty sumienia nigdy nie kończącej się pracy), jaką jest rodzicielstwo.

Więc jeśli widzisz coś, co Ci nie pasuje – jedź dalej. Może jutro ten sam ktoś napisze coś ciekawego, a może nie? Zawsze możesz ukryć jego post, odlubić profil znajomego (polecam!), przestać czytać, samemu zacząć pisać, skoro nikt nie trafia w Twoje gusta. Są przecież fora, są miejsca, gdzie autor wyraźnie pyta – co o tym sądzisz? I to na nich można się wypowiedzieć, wypłakać i zrównać kogoś z powierzchnią ziemi. Tylko po co? Hejterski komentarz robi dobrze na moment. Zamiast tego zjedz sobie lepiej kawałek czekolady i… miej to w dupie! Naprawdę nikogo nie interesuje Twoje plucie jadem. Krytyka służy tylko hejterom. Tak jak i w życiu, kieruj się zasadą – “jeśli nie mam nic dobrego do powiedzenia, nie powiem nic”. A jeśli ktoś Ci przysra – poszukaj przycisku “usuń”. Gwarantuję Ci, odetchniesz z ulgą.

*Przepraszam za lekko cięty język, ale ewidentnie tutaj pasował. Obiecuję, że już nie będę.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!