Znowu Internet obiega fala artykułów, które jasno sugerują, że rodzic (czytaj: zwykle matka), powinien z chwilą przybycia na świat potomka zamienić się w sprawnie funkcjonującego robota. Wiadomo. To jest taka typowa sytuacja, kiedy poradniki wejdą za bardzo. I nie ma już miejsca na realia, bo jest w zamian książkowa utopia. Czytaj dalej

W macierzyństwie, jak wiadomo nie od dziś, nic mnie tak nie fascynuje, jak inni rodzice. Gdyby nie oni, nigdy bym się nie dowiedziała jaka kiepska ze mnie matka, żona, czy też córka (bo wiadomka – na niedzielne obiadki nie jeżdżę, wyrodna). I, o ile udaje mi się na co dzień skutecznie to ignorować, na wakacjach, tuż obok lokalnej kuchni, zwyczajów, widoków, zapachów i przeżyć, inni rodzice są dla mnie arcyciekawym zjawiskiem. Czytaj dalej

Minęły kolejne ferie, w które przyszło mi spędzić 24 na 7 z dziećmi. A trafiły mi się dzieci, które nie siadają, którym buzia się nie zamyka, które, jeśli nawet zajmą się sobą na dłuższą chwilę, zniszczenie, jakie sieją, jest niewspółmierne do korzyści z tych paru chwil ciszy i spokoju. Tak więc wakacje, ferie, długie weekendy i przerwy świąteczne to czas, który jako matka mam skrupulatnie zaplanowany. Tak, aby dzieci przeżyły coś nowego, trochę się ponudziły, trochę poleniuchowały, pobawiły się z rówieśnikami, ale i żeby trochę tego wolnego czasu spędziły pożytecznie. I muszę przyznać – wychodzi mi to coraz lepiej. Co robić z dziećmi, żeby nie zwariować? Czytaj dalej

Jak co roku po Bożym Narodzeniu i Wielkanocy, zbieram po domu wszystkie czekoladowe jajka, zające, mikołaje, kinderki, adwentowe kalendarze, aniołki, biedronki i króliki. Choć kupuję te rzeczy w ilościach minimalnych albo wcale, same w jakiś magiczny sposób znajdują drogę do naszego domu. A to niereformowalna ciocia zasili zapasy dziesięcioma kinderkami, a to ze szkoły przywędruje paczka cukru, a to koleżanka podaruje półkilowego zająca. Od serca, na zdrowie, smacznego. Jak wykorzystać czekoladę pozostałą po Świętach? Czytaj dalej