Otyłość dzieci to wina rodziców.

Otyłość dzieci to problem na skalę światową. W Polsce przybiera już ramy realnego zagrożenia przyszłości naszych dzieci. Nie tylko ja wiem, że problem zaczyna się w domu, a jego winą obarczeni są rodzice.

Moje dzieci jechały w tym tygodniu na wycieczkę. Dostaliśmy informację, że należy dziecku dać małą przekąskę i wodę do picia, na czas po śniadaniu, a przed obiadem. Jedna mama pomyliła sobie termin i zapakowała plecak dzień wcześniej. Kiedy ubieraliśmy buty wychodząc z przedszkola, mała Dżessika (imię zmyślam, żeby nie było) otwarła plecak. Widok, który ukazał się moim oczom na długo pozostanie w mojej pamięci. Worek komercyjnie wytworzonych rogalików (biała mąka, cukier i tłuszcze trans), torebka żelków (cukier, sztuczne barwniki, kilka E), kolorowy płyn do picia (cukier i tablica Mendelejewa), paluszki (sól, cukier, spulchniacze). Nie zaglądałam dalej. Czy to jest “mała przekąska” dla dziecka, które ma 4 lata i żołądek wielkości swojej pięści, czy miało poczęstować cały autobus? Poszłam o krok dalej i spytałam dzieci po wycieczce co inni mieli w plecakach. Czego tam nie było! Żelki, pączki, gumki, cukierki, ciastka, czekoladki, croissanty 7 days, itp. I moje dzieci były lekko zawiedzione, że w ich plecakach tego nie było.

Trzy tygodnie wakacji spędziliśmy nad morzem. Z przerażeniem zauważyłam, że 80% dorosłych to ludzie otyli. Niestety, towarzyszyły im równie grube dzieci. Kebaby, chipsy, gofry, frytki, porcje lodów większe, niż głowa dziecka. Nad morzem to normalka. Codziennie mozolnie tłumaczyłam dzieciom, dlaczego my na plażę nie przynosimy chipsów, dlaczego mogą zjeść tylko jedną gałkę lodów i czemu nie jemy codziennie frytek i gofrów. I dlaczego nie mogą poczęstować się kolejnym chipsem, którym są częstowane z zaprzyjaźnionego koca. Czy naprawdę w dobie ogólnodostępnej informacji dzieci nadal karmione są takim syfem? Czy to, że Polskie dzieci tyją najszybciej w Europie nie dociera do rodziców?

Nie jestem rodzicem idealnym, przyznaję się do tego w każdym wpisie na tym blogu. Ale dbam o zdrowie moich dzieci. I te dzieci, o których napisałam powyżej, też pochodzą z domów, w których mama zakłada im czapkę, kiedy jest zimno, zabiera na basen, żeby nauczyły się pływać, troskliwie podaje syropki, kiedy są chore. I kocha to dziecko swoje najbardziej na świecie. Dlaczego więc powoli go zabija?

Często z miłości właśnie. “Bo przecież ja się muszę całe życie odchudzać, odmawiać sobie, ona też będzie musiała, no to niech sobie jeszcze troszkę tej czekoladki zje, bo jak nie teraz, to kiedy”? “A kupię mu to jajko niespodziankę, tak się ostatnio cieszył z tej zabaweczki”. “No niech już lepiej zje tą drożdżówkę, bo nic innego nie chce”. “Nie wypada tak do kogoś z pustą ręką, więc kupię jakieś Mamby”. “Przecież dzieci mogą, stale są w ruchu”. A no nie mogą. Złe nawyki żywieniowe dzieci grożą otyłością, a to prosta droga do otyłych, chorych dorosłych. Bo otyłość jest chorobą, w dodatku śmiertelną.

Zdarzało mi się odbierać dzieciom słodycze, które dostały przy okazji wizyty gości. Wiem, że wszystkim jest w takim momencie przykro, a ja wychodzę na wredną zołzę. Ale to ja jestem odpowiedzialna za zdrowie i przyszłość moich dzieci i to ja decyduję. Po prostu nie chcę, żeby moje dzieci na jeden raz zjadły 36 gum mamba, tabliczkę czekolady, 3 wafelki, 5 lizaków i jajko niespodziankę.

Sklepiki szkolne według mnie są w ogóle niepotrzebne i wszystkie powinny zostać zamknięte. Sklepik pamiętam jako źródło tłuszczu i cukru. Draże, chipsy, paluszki, hot dogi, drożdżówki to były moje hiciory. Zresztą nic innego nie było. Dawno nie byłam w szkole, ale podejrzewam, że przed reformą tak to nadal wyglądało. Dziecko z domu powinno do szkoły przynosić kanapkę, owoc i wodę. 

Wielu rodziców tłumaczy się brakiem czasu. Ten brak czasu, jak i w innych dziedzinach życia, jest nic nie znaczącą wymówką, lenistwem po prostu. Wybranie zdrowszej diety jest tylko kwestią chęci i odrobiny wiedzy, nie zajmuje więcej czasu. I zaczyna się od świadomych zakupów. W moim domu już nie ma chipsów, chrupek, czekoladowych kulek, kubusiów, danonków, białego pieczywa, pasztetu, drożdżówek, paluszków rybnych, nutelli, wysokosłodzonych dżemów, gazowanych napojów, kabanosów, mielonek, batonów. Unikam potraw przetworzonych, mącznych (bo jakie wartości odżywcze mają na przykład naleśniki?), konserwowych, panierowanych, smażonych na głębokim tłuszczu. Szukam nowych, prostych przepisów, czytam w sklepach etykietki, raz w tygodniu jeżdżę na targ. To wymaga czasu, ale tylko na początku i jest inwestycją w najważniejsze – w zdrowie. Próbuję nie tylko wyżywić moją rodzinę, ale przede wszystkim odżywić. Jedzenie to podstawa odporności, czynnik wielu chorób, wyznacznik stylu życia i 70% figury (pozostałe 29% to sport, a 1% to geny). Chcę, aby moje dzieci wyniosły z domu zdrowe nawyki żywieniowe i upodobanie do świeżego, zróżnicowanego jedzenia. Dbam również o ich poczucie własnej wartości, które mogłoby ucierpieć. Otyłe dzieci narażone są na szykanowanie, rezygnację z wielu zajęć ruchowych, ostracyzm i kompleksy.

Co więc jemy? Na śniadanie koktajl, owsiankę lub płatki kukurydziane, w weekend dobrej jakości ciemny chleb i jajka w różnej postaci. Obiad dzieci jedzą w przedszkolu, ja jem sałatkę. Po przedszkolu, jeśli dopada nas głód jemy pełnoziarnistego tosta z miodem, dżemem, masłem orzechowym (czasami wszystko na raz, a na to jeszcze banan). Na kolację jemy zupę lub drugie danie. Nie jemy typowej polskiej kolacji, czyli kanapek, parówek, itp. Brakowało mi pomysłu na wartościowe kolacje, a w zupie mogę przemycić wszystko. Ograniczyłam drób, często jemy ryby – łososia lub dorsza, innych dzieci nie lubią. Jemy wszelkie kasze, ryż trójkolorowy lub pełnoziarnisty, ciemne makarony. Warzywa – gotowane: fasolkę, kalafiora, brokuł, pieczone marchewki, świeżą surówkę z marchwi i jabłka. Często na blachę do piekarnika wrzucam to, co mamy w lodówce – cukinię, marchew, ziemniaki, cebulę, czosnek, brokuł, paprykę. Odrobina ziół, przypraw, oliwy z oliwek i szybki, ekonomiczny, prosty, idealny dodatek do mięs i ryb gotowy.

Zamiast fast food wybieram slow food – często robię na przykład gulasz wieprzowo-wołowy. Robi się sam, dodaję do niego cebulę, marchewkę, paprykę, pietruszkę, seler naciowy. Do spaghetti również pakuję warzywa (pomidory, marchewkę, seler naciowy, pietruszkę, natkę, cebulę, por), a potem miksuję na gładką masę. Zamiast smażyć, piekę. Wykorzystuję papier do pieczenia, folię, rękawy. Na deser dzieci dostają owoce lub jogurt naturalny grecki z przecierem z owoców, a jak go braknie, to z odrobiną dobrego dżemu (robionego, lub kupnego, np. 100% Owoc Łowicz). W weekend jest święto – staram się sama zrobić deser. Prosty i szybki, zwykle jakieś ciasto (np. kruszonkę, ciasto marchewkowe), lub muffinki (przepis), które robię razem z dziećmi w sobotę rano.

Jeśli gdzieś jedziemy, podaję dzieciom kanapki z ciemnego pieczywa, pieczonej wędliny, ogórka i sera (ostatnio bez laktozy, który kupuję w Lidlu). Świetnie sprawdza się też chleb bananowy. Jeśli kupuję ciastka, czytam skład, pojawiło się dużo w miarę zdrowych opcji, ale często sama je piekę, tak samo jak batoniki musli. W Biedronce pojawiły się rodzynki w maluteńkich paczuszkach – dla dzieciaków duża atrakcja, dla wszystkich wygodna, zdrowa przekąska. Kupisz tam też dobre awokado, hummus z czarnuszką. Pijemy wodę, na śniadanie w weekend sok tłoczony. Bardzo rzadko pijemy herbatę, a jeśli już, słodzę ją sokiem z malin.

Stosuję też dwie zasady – jem to, co dzieci i na nic się nie krzywię. Dla dzieci jestem wyznacznikiem, więc pokazuję, że to, co jemy jest dobre. Jeśli dziecko czegoś nie chce zjeść – nie dostaje nic innego, nawet jeśli to oznacza, że nie zje kolacji. To nie jest nauczka, to zdrowy rozsądek, inaczej będziemy codziennie przeżywać katusze, a ja na każdy posiłek będę musiała robić pięć różnych dań. Zawsze proszę o spróbowanie i dbam o rozmaitość (pisałam o tym też tutaj). Dla mnie jakoś to nie to samo co jakość, a mniej zwykle znaczy więcej.

Staram się zachęcać dzieci do ruchu. Rowerki biegowe, zwykłe rowery, rolki, hulajnogi, basen, wyścigi w bieganiu, spacery, lepienie bałwana, plac zabaw. Opcji jest mnóstwo, wystarczą chęci.

W kategorii zdrowie jestem na początku naszej podróży, muszę się jeszcze dużo nauczyć, ogranicza mnie czas. Nie przeginam w żadną stronę. Nie pijemy naparów z własnoręcznie zerwanych pokrzyw, nie jemy wodorostów, czy tofu, używam przypraw. Jedzenie kupuję w zwykłych sklepach, nie szaleję po ekologicznych. Zdarza nam się zamówić pizzę, czy kupić lody, pozwalamy sobie na różne przyjemne ustępstwa i grzeszki. Jeśli ktoś zaprosi nas na urodziny, nie biegam za dziećmi zabraniając im paluszka, czy pytając o skład parówki. Pozwalam od czasu do czasu zjeść lizaka i jajko niespodziankę. Nie chcę, aby stały się zakazanym owocem, im bardziej zabranianym, tym bardziej pożądanym. Ograniczam porcje. Loda można zjeść od czasu do czasu, ale jedną gałkę. W umiarze nic nie zaszkodzi. Ale poza drobnymi ustępstwami, staram się codziennie podać coś zdrowego. I uczę dzieci, aby same wkrótce umiały powiedzieć “dziękuję za colę, proszę wodę”.

Moje dzieci nie są ufoludkami. Zjadłyby każdą ilość słodyczy i lubią wszystko, co ma w sobie E, cukier, sztuczne barwniki i aromaty identyczne z naturalnymi. Ja im po prostu to ograniczam. Nie dlatego, że jestem czarownicą i matką niedobrą. Z miłości właśnie. Z miłości, którą ja rozumiem przez nie poddawanie się reklamom, uleganiu modzie, czy pokazywaniu innym rodzicom, że moje dziecko ma w plecaku full wypas. Wybieram to, co dla mojego dziecka jest najlepsze. Uczę dzieci mądrych wyborów, zasiewam zdrowe nawyki, przyzwyczajam do pewnych smaków. To wcale nie jest takie trudne, a jeśli dobrze to rozegrasz, nie zajmie Ci więcej czasu niż usmażenie schabowego. Cokolwiek zrobisz w domu, nawet ogromny hamburger, będzie lepsze niż kupne, bo nie dodasz E, ulepszaczy i innych “identycznych” z naturalnymi składników. Twoje dziecko zasługuje na dobry start, a i Tobie nie zaszkodzi zdrowa dieta.

Zdjęcie – źródło.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!