O sobie bardzo osobiście i subiektywnie o Oskarach

Tak bardzo się boję, że mi życie między palcami mija, że ciągle tylko czekam na coś, że tyle lat zmarnowałam, a przecież nie wiadomo wcale ile mi ich jeszcze pozostało? Może niewiele.

Czemu zmarnowałam?

Z perspektywy lat nie chciałabym się wrócić do wieku lat 20-kilku. Nie wiedziałam w ogóle o co mi chodzi w życiu. Nic mnie za bardzo nie interesowało. Nie byłam w ogóle szczęśliwa. Nie znałam siebie nic a nic. Niestety wydaje mi się, że żadnej tutaj tajemnicy nie odkryję, bardzo wiele z nas, kobiet, tak właśnie ma. Dopiero po 30-stce dorastamy do bycia sobą. Ja tak miałam. I tak ciągle się boję, że mogłabym być przecież kimś innym, żyć gdzieś indziej, doświadczać więcej. Może to wina mojej polskości i tego, że od dziecka wmawia nam się, że jesteśmy nijacy, a prawdziwe życie toczy się gdzieś dalej? Ten pęd do wykorzystania życia do ostatniej kropli spowodował, że zaprogramowałam swój organizm – wmówiłam mu po prostu, że sen jest passe. Tylko w taki sposób jestem w stanie zrobić to wszystko, na co mam apetyt.

W obecnej chwili (luty 2015) jestem na drakońskiej diecie (postanowiłam schudnąć 5 kg i ostatecznie pożegnać się z po-ciążowymi kilogramami), trenuję do maratonu (19 kwietnia mój wielki dzień), oglądam filmy nominowane do oskara (jak ogłosili nominację widziałam jeden, zawsze staram się oglądnąć te nominowane w najważniejszych kategoriach – film roku, aktor i aktorka pierwszo i drugoplanowi, w sumie tych filmów zrobiło się ok 15, w ostatnich tygodniach byłam przynajmniej 2x w tygodniu w kinie), rozwijam blog (czyli piszę od 2 do 4 wpisów tygodniowo, statystycznie jeden wpis zajmuje mi ok 3 godziny, jednocześnie próbując wymyślić nowy format i utrzymać kontakt z czytelnikami). Do tego oczywiście chodzę do pracy. A, no i byłabym zapomniała, mam trójkę dzieci!

Nie wiem co mnie tak pcha?

Chyba właśnie ta obawa, że coś mnie ominie, że przeżyję to życie jako zlepek wciąż takich samych dni, że umrę nijaka. A może obawa, że wszystko co najlepsze (zakochanie, ślub, młodość, dzieci) już dawno za mną? I że trzeba szukać czegoś, co te momenty uniesień może zastąpić?
Dlatego też tegoroczne Oskary trafiły po prostu w samo sedno mojego obecnego stanu ducha. Podsumować można je jako obraz indywidualisty, samotnego furiata, odkrywcy, bohatera. Kogoś kto chce zaistnieć, kto chce być kimś, coś sobie udowodnić, nawet za wszelką cenę. Poniżej podaję krótkie recenzje i moje typy na wygrane.

Oskary 2015

Film roku

Niestety nie widziałam Selmy. Pozostałe filmy:

Birdman – rewelacyjny film o marzeniu pozostawienia po sobie na ziemi czegoś, co będzie świadczyło o tym jacy byliśmy wielcy, jak unieśliśmy się ponad innych zjadaczy chleba. Świetne aktorskie kreację Micheala Keatona (film jakby o nim – odrzucając rolę kolejnego “Batmana”, który zrobił go sławnym, zniknął). Film to nie tylko Keaton, ale też Edward Norton, Emma Stone, Naomi Watts. Oprócz obsady, mamy też świetną muzykę – opartą wyłącznie na perkusji, złowieszczą, niepokojącą. Film obok którego nie można przejść obojętnie. I słynne już chyba zdanie: “Nienawidzisz bloggerów, śmiejesz się z Twittera. Nie masz nawet konta na Facebooku. Nie istniejesz (…). Robisz to wszystko bo boisz się, że umrzesz, że Twoja śmierć nic nie będzie znaczyła. I wiesz co? Masz rację. Nic nie znaczysz. Nie jesteś ważny. Przyzwyczaj się do tego”.

Boyhood – Jedyny w swoim rodzaju film, który ma w sobie tajemniczą siłę – trochę wzrusza, trochę boli, trochę zastanawia, każe inaczej spojrzeć na swoje związki, rodzinne domy, bliskie osoby. Choć mamy na to ochotę, nie jesteśmy w stanie nikomu przylepić żadnej łatki, bo przez lata, przez które przewija się film, utożsamiamy się z każdą z postaci. Film momentami przydługi jest jak życie – pełne nudy, ale jednak trudno się z nim rozstać.
Kamera śledzi bohatera jak dorasta, z dziecka zmienia się w nastolatka, z nastolatka – w młodego faceta. Swój niezwykły obraz reżyser kręcił w sposób mocno nietypowy: razem z ekipą co roku spotykał się na kilka dni, przygotowywał parę scen. Trwało to wszystko dwanaście lat, niczym nietuzinkowa przygoda, w której niby chodzi o kino, a tak naprawdę – o coś więcej. To też film pokazujący historię, modę, zmieniające się polityczne gusta. Film przede wszystkim opowiada o dojrzewaniu, które nie daje patentu na mądrość. Przejście na “drugą stronę” – tę dorosłą, która wie, decyduje, może wszystko – jest fikcją.

Gra tajemnic – po wyjściu z kina wysoko oceniałam ten film. Teraz jednak, z perspektywy czasu, myślę, że jest bardzo sztampowy. On gej, geniusz, ona piękna, silna, w tle Enigma i niemożliwi Niemcy. Hmmm. Film opowiada o tragicznym życiu Alana Turinga, genialnego brytyjskiego matematyka, który w decydującym stopniu przyczynił się do złamania kodu Enigmy, co – według szacunków historyków – skróciło II wojnę światową o dwa lata. Ale lata powojenne – zamiast być okresem zbierania zasłużonych honorów i zaszczytów – były dla niego koszmarem. Bardzo dobry film, aktualny, o maszynach, którymi powoli stają się ludzie, a jednocześnie pochwała swobodnego, kreacyjnego, niekonwencjonalnego myślenia. Trzeba zobaczyć.

Snajper w reżyserii Clinta Eastwooda to film o amerykańskim, bardzo prostym, wzruszającym patriotyzmie (nie umniejszam, obyśmy go wkrotce nie potrzebowali). “Zabijam wrogów, aby nie zabili moich przyjaciol” powie w Snajperze Bradley Cooper. Temu filmowi dałabym Oskara za sekwencje bitewne. Niejedna scena spowodowała, że fizycznie się bałam, odczuwałam niepokój, dyskomfort, słyszałam latające wręcz nad głową kule. Niemniej jednak jest to dla mnie kolejny film o wojnie w Iraku, której sensowność już dawno podważono. Bradley Cooper też według mnie niestety musi jeszcze poczekać na swoją oskarową, dramatyczną kreację. Tragizm najlepszego w historii snajpera został w filmie spłycony stereotypami. Psychologiczne koszty wojny są pominięte, radzę przed filmem przeczytać historię Chrisa Kyle’a.

Teoria wszystkiego – interpretacja życia wielkiego kosmologa Stephena Hawkinga, który w ciągu trwającej ponad 40 lat kariery zajmował się głównie czarnymi dziurami i grawitacją kwantową. Stephen niedawno obchodził 73 urodziny, mimo tego, że w trakcie studiów w Cambridge wykryto u niego stwardnienie zanikowe boczne, czyli chorobę Lou Gehriga, przepowiadano mu 2 lata życia, a postęp choroby spowodował paraliż większości ciała i odebrał mu mowę. Bardzo dobry film pokazujący życie z kimś, kto na stałe zapisze się w historii. Nieruchomy geniusz i jego oddana żona, na którą spada ciężar walki z codziennością, targana sprzecznościami ale i mająca nadzieję na happy end. Dramat związku dwojga ludzi, w którym miłość splata się z lękiem i czekaniem na śmierć.

The Grand Budapest Hotel – niezwykłe przygody ekscentrycznego portiera ze słynnego europejskiego hotelu w burzliwym okresie międzywojennym, który uwikłany zostaje w aferę wokół kradzieży bezcennego renesansowego obrazu i walkę o przejęcie ogromnej fortuny rodzinnej. Ciężko mi jest jednomyślnie wypowiedzieć się o tym filmie. Oskara raczej na pewno nie dostanie, choć jest to ciekawe dzieło, ma kilka warstw, jest bardzo zakręcony. Ten film to nostalgiczna opowieść reżysera o starym, wspaniałym świecie, który zniknął w ogniu krzyżowym historycznych zawieruch. Świecie, o którym wspomnienie przetrwało już tylko na kartach książek, w kadrach filmów i obrazach. Takich miejsc, takich hoteli, takich portierów, takich dam – już nie ma.

Whiplash – film, po którym wychodzi się z kina zmęczonym. Psychicznie i fizycznie. Wstrząsnęła mną po raz kolejny idea geniuszu. Jako kogoś, kto jak już odnajdzie swój cel, to zmierza do niego po trupach, oddaje swoją duszę diabłu, a nic za to nie otrzymuje. Nadal jest tylko człowiekiem, ma dwie ręce i ograniczone możliwości. Scena w której 19-letni bohater mówi do swojej dziewczyny “zrywam z Tobą, bo będziesz mi przeszkadzać w grze, przez to nie będę wystarczająco dobry i Cię znienawidzę” jest jedną z mniej wbijających w fotel. Ten film to thriller, choć przecież opowiada o relacji uczeń-nauczyciel. A może kat? Ale może właśnie kata trzeba, żeby wzbić się ponad przeciętność? Ten film przypomina mi inne filmy Aronofsky’ego (które boję się oglądać czyli “Requiem dla snu”, “Zapaśnik”, czy “Black Swan”) podobnie jak w innych tematem filmu jest cena, którą bohater musi zapłacić za stanięcie w blasku świateł. Świetny i niepowtarzalny, kręcony w jednym właściwie pomieszczeniu, głęboko emocjonalny.

Mój wybór (tylko dla zabawy):

Film roku: (jednak) “Birdman”, choć trudno będzie się nie zgodzić gdyby jednak Akademia (made in the USA) wybrała“Snajpera” czy film typowo amerykański “Boyhood”

Aktorka: Julianne Moore “Still Alice”

Aktor: Eddie Redmayne “Teoria Wszystkiego”

Aktorka drugoplanowa: Patricia Arquette “Boyhood”

Aktor drugoplanowy: J.K. Simmons “Whiplash”

Najlepszy krótkometrażowy film dokumentalny: “Joanna” (książka “Chustka” odkąd stałam się Matką jest pozycją, do której bardzo często wracam i nie umiem koło niej przejść obojętnie. Pali na półce jak ogień. Kibicuję z całego serca).

Najlepsze zdjęcia, Najlepszy film nieoanglojezyczy: mam nadzieję że “Ida” (kibicuję z patriotyzmu, film mnie na kolana nie powalił).

Dodatkowo dorzucam recenzję Wild czyli “Dzikiej Drogi”, za który Resee Witherspoon dostała nominację do Oskara. Poruszył mnie ten film tak, że nie dałam rady do domu dojechać, łzy mnie zalewały. Obraz matki w tym filmie – ciepłej, opiekuńczej, uśmiechniętej, wesołej i walecznej od razu nasuwał mi myśli “jak zapamiętają mnie moje dzieci? Czy będą płakać po mojej stracie? Czy zasłużę na ich miłość, czy będę dla nich wzorem?”.
Tak wiele w tym filmie podkreśla mój obecny stan ducha, pewnie dlatego tak właśnie bardzo emocjonalnie na niego zareagowałam. Teksty w stylu “Nigdy nie byłam kierowcą w swoim własnym życiu. Zawsze bylam tylko córką, żoną, albo matką”. Czy nie tak często się teraz czuję? Robię to, czego chcą, potrzebują ode mnie inni. A jednak staram się coś też dla siebie wyszarpać, za wszelką cenę.

Każdego dnia słońce wschodzi i zachodzi i do mnie należy wybór, czy będę tego świadkiem.

To jest moje życie, takie bliskie, teraźniejsze, magiczne, nieodwracalne i święte. Należy tylko do mnie. Wykorzystam je.