Czego rodzice nie powinni mówić bezdzietnym?

Z momentem lądowania potomka po drugiej stronie brzucha, nie należysz już do tych wszystkich cool ludzi, którzy weekend spędzają na powolnym leczeniu kaca, chodzą na wystawy i mają oszczędności. Stajesz się członkiem tajemniczego klubu zrzeszającego testujących teorię możliwości życia bez snu, zakochanych w obślinionych buźkach przedstawicieli gatunku RODZICE. Od teraz Twój świat dzieli się na członków klubu i tych, którzy NIC nie wiedzą o prawdziwym życiu. Czego rodzice nie powinni mówić bezdzietnym?

Zobaczysz, jak będziesz mieć dzieci…

…przekonasz się co to zmęczenie, obejrzysz 385 odcinków świnki Peppy (w tym kilka po chińsku), dowiesz się jak to jest żyć bez snu, spróbujesz papki ze słoiczka, nauczysz się odpowiadać z entuzjazmem na sto razy pod rząd zadane pytanie “a dlaczego”, poznasz marzenie o samotnym pobycie w toalecie, itd.

A może by tak przestać zakładać, że każdy będzie kiedyś miał dzieci? Niektórzy świadomie nie chcą ich mieć. Inni chcą, ale nie mogą. W obu przypadkach komentarze, że tylko dziecko może sprawić, że coś przeżyją lub zrozumieją, nie są za bardzo na miejscu. Poza tym każde zdanie zaczynane od “zobaczysz” brzmi jak wypowiadane przez starych, więc może sobie od razu podarujmy.

W końcu, pozostaje nam zawsze mieć nadzieję, że komuś zdarzają się te idealne dzieci, które nie mają kolek, nie ząbkują, w 2 miesiącu życia przesypiają noce, przy rozszerzaniu diety od razu po sobie piorą śliniaczek i nigdy nie marudzą. Może właśnie naszym znajomym trafi się takie dziecko?! Jeśli nawet nie (haha) to dajmy im te kilka chwil satysfakcji z w duchu myślenia “nigdy tak nie będę z moimi dziećmi robić”! Niech mają. Karma to zdzira, w dzieciach wynagradza (wiem z autopsji). 

Myślisz, że jesteś…, spróbuj mieć dzieci!

…zmęczony, spóźniony, zestresowany, spłukany, pozbawiony przyjemności, seksu, przepracowany, głodny, wkurzony. Cokolwiek osoba bezdzietna mogłaby wyciągnąć jako argument w dyskusji, ze strony rodzica nie ma szans na choćby nawet cień empatii.

Wstałeś o 7? Słabo! Ja o 5!

Nie wyspałeś się w nocy? Od 5 lat nie śpię!

Jesteś zmęczony, masz kupę roboty? Ha! Robię to samo, a jeszcze wieczorem opiekuję się dziećmi!  

To nie wyścig i nie ma co się licytować. Nawet jeśli masz ochotę potrząsnąć kimś bezdzietnym, kto mówi Ci coś o byciu wykończonym, powstrzymaj się. Które zmęczenie jest bardziej odczuwalne? Ta przepychanka jest bez sensu, przecież inny nie znaczy gorszy. Można być zmęczonym karierą i planowaniem weekendu tak samo jak trzema godzinami zabawy w chowanego z bandą kilkulatków.

Pies to nie to samo co dziecko!

Pies, kot, chomik, czy gekon, to nie to samo co drugi żywy człowiek, w dodatku mały i robiący dużo hałasu. Dla osób, które nie mają dzieci, to porównanie jest śmieszne. Robi kupy? Robi. Trzeba brać na spacery? Trzeba. Kupować specjalne odżywki i bajery? Wypraszać w nocy z własnego łóżka? Nie da się zabrać wszędzie? Cieszy się na mój widok? Robi dużo zamieszania? Budzi w nocy i chce się bawić? No więc jaka różnica? Wiadomo, że właściciele czworonogów zdają sobie sprawę, że pies to nie dziecko, ale chcą nam pokazać, że też mają w domu coś, co sprawia im radość i o czym mogą gadać w kółko, tak jak Ty o swoich dzieciach.

Musisz mieć TYYYLLEEEE czasu, przecież nie masz dzieci!

To akurat wciąż mnie frapuje. Co ja robiłam, kiedy nie miałam dzieci? Prysznic po 15 minut rano i wieczorem, osobny krem pod oczy, na twarz, na szyję, na stopy, na dłonie i na usta, seriale oglądane w dzień premiery nowego odcinka, książki czytane o świcie do ostatniego rozdziału, gry, koncerty, spotkania ze znajomymi, śledzenie trendów, wizyty w spa, śniadania na mieście, lekcje hiszpańskiego, joga, clubbing i weekendowe wypady na city break. A teraz się cieszę, jak sobie pośpię do 6.30 w sobotę. Do 9 mam powieszone dwa prania, zupa się gotuje, ciasto w piekarniku, jedną ręką odkurzam, drugą ogarniam śniadanie. Grałam już w domino, obejrzałam Dorę, robiłam pieczątki z ziemniaków, malowałam wodą i lepiłam Elsę z plasteliny. Ha!

Nie rozumiesz, bo nie masz dzieci.

Ta wymówka jest najczęściej dość słabym zabiegiem rodziców na wytłumaczenie absolutnie wszystkiego. Dlaczego ich dzieci są niewychowane, dlaczego są dwie godziny spóźnieni, dlaczego coś zawalili, dlaczego się zapuścili, dlaczego czegoś nie chce im się zrobić albo gdzieś przyjść.

No coż, Einstein, niestety, podobnie jak większość, nie masz magistra z wychowania dzieci. To są Twoje pierwsze dzieci, więc doświadczenie też jakby średnie. Dopiero z perspektywy lat okaże się, czy rzeczywiście to, co robisz teraz, było lepsze czy gorsze od tego, co robią inni. To, że ktoś nie ma dzieci, wcale nie oznacza, że nie potrafiłby ich wychować, bo nie wie jak. Ty też nie wiesz na pewno, a jakoś dajesz radę.

Rodzicom się wydaje, że Ci, którzy nie mają dzieci, spadli nagle z Marsa. Sami nigdy nie byli dziećmi, nie mają rodzeństwa no i na Marsie nie ma też innych dzieci, więc to nasze jest dla nich jak ufoludek, na podstawie którego my, rodzice, odkrywamy nowe formy życia. Powszechnie wiadomo, że TYLKO będąc rodzicem wiesz co to miłość, frustracja i zmęczenie! Innym to się tylko może wydawać, że wiedzą, ale już oni zobaczą…

Czy możemy przyjść z dziećmi?

Jeśli nikt Cię z dziećmi nie prosił, to pewnie nie. Ups. Po co pytać, skoro i tak wiesz, że nie masz z kim ich zostawić, a jak pójdziesz z dziećmi to co to za impreza. Tępe wpatrywanie się w szalejących kilkulatków, nawet z kiełbaską z grilla w ręce, nie mieści się w definicji słowa balanga. Twoje życie, zdominowane przez dzieci, zasługuje na chwilową przerwę i odpoczynek, w towarzystwie innych dorosłych. Nie ma sensu ciągnąć dzieci na imprezy, które z zasady przeznaczone są tylko dla dorosłych, szczególnie jeśli są wieczorem, a organizator jest bezdzietny.

Jako rodzic zmuszasz bezdzietnych znajomych do celebrowania życia Twojego dziecka. Urodziny, kinderbale, chrzciny. A przecież w ich życiu też nadarza się wiele okazji godnych świętowania. Sukcesy w pracy, wakacje na Malediwach, pierwsze własne M. Nie każda impreza musi być dla dzieci. To samo tyczy się ślubów. Należy uszanować wolę organizatora i schować fochy. 

Moje życie przed dziećmi nie miało sensu!

Ten komentarz jest niedorzeczny. A wczasy w Bułgarii? A wyroby czekoladopodobne? A muzyka Michaela Jacksona? A czasy studenckie? Zdobywanie doświadczenia w manipulowaniu wykładowcami? A pierwsza praca i bolesne zderzenie z efektem ubocznym amerykańskiego snu? A wyścig szczurów w korpo? A ex miłości? A kolorowe lata 80-te? Czy to wszystko się nie liczy? Jak to nie! Życie przed dziećmi było fajne, miało sens, jest częścią naszej drogi i ważnym składnikiem tego, jakimi jesteśmy rodzicami.

Zakładając, że życie zaczyna się z momentem urodzenia dziecka, krzywdząco traktujemy tych, którzy wieść je będą bez nich. Ich życie też może być pełne, satysfakcjonujące, szczęśliwe. Tak samo jak nasze, zanim nie zostaliśmy rodzicami. Poza tym życie z dziećmi jest stosunkowo krótkie. Jeśli powiemy, że to co przed było bez sensu i to co następuje po tym jak dzieci nie potrzebują nas już w 100%, czyni nasze życie nic nie wartym. A przecież, o ile dzieci mogą stać się jego najistoniejszym składnikiem, wszystko inne w naszym życiu też ma sens. Warto go odnaleźć, aby nie zmuszać dzieci do pełnienia roli sensu naszego życia.

Nie masz dzieci, bo jesteś egoistą.

Według mnie większym egoistą jest ten, kto decyduje się na dziecko, bo jest już czas, bo rodzice naciskają, bo może uratować związek, bo przecież wszyscy mają, bo tak wypada, bo nie ma innego pomysłu. Dziecko to wysiłek na całe życie, dopóki nie zamkniesz oczu. I niektórzy mają odwagę powiedzieć głośno: ja się do tego nie nadaję. Podziwiam osoby, które znają siebie na tyle, że wiedzą, że po prostu nie będą dobrymi rodzicami,  nie będą w stanie pokochać swojego dziecka i zapewnić mu szczęścia. Są też osoby, którym zabrakło odpowiedzialnego partnera. Nie chcą skazywać ani siebie, ani dziecka na samotne rodzicielstwo i wychowanie w niepełnej rodzinie. To odwaga, nie egoizm.

Nie zamieniłbym się już na życie bez dzieci.

To zdanie też pada z moich ust. Dziwne, bo najczęściej wtedy, kiedy jestem kilometry od domu… 🙂 To akurat jest trochę tak jak w tym powiedzeniu – jak się nie ma co się lubi… 😉

No dobra, koniec żartów. Dzieci są jak lot w kosmos – nie dla każdego. Dystans – słowo klucz na każdy rok. Przestańmy w końcu ciągle szukać okazji, aby wszystkim naokoło uświadomić, że to my mamy najgorzej! Rodzice! Nie dyskryminujmy i nie straszmy bezdzietnych! Przecież nie zawsze mieliśmy dzieci i kiedyś też nam się zdawało, że wszystko o wszystkim wiemy najlepiej, a potem się okazało, że nic nie wiemy. Bezdzietni! My też kiedyś mieliśmy kilka teorii na wychowanie dzieci. Teraz mamy kilkoro dzieci i ani jednej teorii. Alleluja i do przodu, z dzieckiem lub kotem pod pachą!

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!