Jak uśpić dziecko i o 20 mieć happy hours?

To pytanie zadają mi wszyscy. Od znajomych po czytelników. Jak to się dzieje, że trójkę dzieci usypiam często solo i od 20 mam happy hours? Jak uśpić dziecko to najczęstsze pytanie, jakie wszyscy mi zadają.

Wcale się nie dziwię, że to pytanie pada. Po ciężkim dniu ta 20 dla rodzica jest progiem. Progiem zmęczenia, po przekroczeniu którego po prostu nie ma już siły na nic, a marudzące dzieci w najlepszym wypadku zaczynają irytować. Nie mówiąc już o tym, że praca w domu czeka. A to kolejne pranie, a to rachunki, a przydałoby się jeszcze ogarnąć obiad na następny dzień. A gdzie relaks? Czas we dwoje?

Kiedy nie udaje się położyć dzieci o przyzwoitej porze, rośnie frustracja. Wierzcie mi, wiem coś o tym. Jeszcze dwa lata temu rwałam włosy z głowy. Potrzebowałam tego czasu wieczorem jak powietrza i desperacko próbowałam odnaleźć sposób na jego odzyskanie.

Dlatego wcale mnie nie dziwi, że każdy, kto wieczorem gimnastykuje się z maluchem i staje na głowie, żeby tylko położyć i mieć chwilkę na ogarnięcie chałupy i przeczytanie strony książki, pyta, jak to jest możliwe, że u nas się to udaje.

Kiedy spytałam męża, co jego zdaniem dzieje się u nas, że udaje się kłaść dzieci przed 20, odpowiedział:

RUTYNA. 

– Ale przecież zawsze mieliśmy jakąś rutynę, a nie działało i nie raz usypialiśmy dzieci dwie godziny, we wrzaskach i płaczach? – zakwestionowałam.

– Tak, ale była ona bardzo ogólna, teraz bardzo rygorystycznie się jej trzymamy.

– I co, myślisz, że inni tego nie robią? Nie próbują, nie szukają sposobów na to, jak uśpić dziecko?

– Myślę, że nie. To trudne, ciągle coś wypada, ciężko jest coś zmienić. Tak jak u nas. W jeden dzień nie kąpaliśmy dzieci, w drugi nie czytaliśmy, w trzeci puszczaliśmy dwie godziny bajki. W weekend pozwalaliśmy dzieciom zasnąć w samochodzie. I tak właściwie w żaden dzień w tygodniu nie trzymaliśmy się żadnego planu. Nie widzieliśmy efektów, więc się poddawaliśmy. I wracaliśmy do punktu wyjścia. A bardziej narzekania i utyskiwania na ciągłe zmęczenie.

– No tak. Teraz dni rutynowe królują.                           

– A my wreszcie wieczorem możemy odpocząć, nadgonić zaległości, pobyć razem.

– I to właśnie jest różnica, która spowodowała ogromną zmianę.

– I przyniosła spokój.

Jestem osobą dość spontaniczną. Co doprowadza mojego męża do furii, zwykle najbardziej spontanicznie wydaję pieniądze (ciuszki dla dzieci takie ładne). Tak też kiedyś próbowałam wychować swoje dzieci. Niestety poniosłam sromotną klęskę, z której wychodziliśmy miesiącami. I teraz, z perspektywy rodzica, który o 20 wywala się na kanapę, powiem, że na pytanie jak to się dzieje, odpowiedzią jest jedno słowo:

RUTYNA.  

Nie lubię określenia grzeczne, ani ustawione, ani chodzące jak szwajcarski zegareczek, ale prawdą jest, że rutyna pomaga zapanować nad chaosem. Co, jak się domyślacie, w domu, w którym są trojaczki, jest chlebem dość powszednim.

Kiedyś każdy dzień z dziećmi był mniej lub w ogóle niezaplanowaną przygodą. Teraz mam kalendarz i rozkład jazdy i mogę dokładnie powiedzieć, co w każdy wtorek, środę, czy piątek robimy o 18:35. Oczywiście zabija to trochę spontaniczności i radosnej twórczości, ale spokój jest dla mnie tymczasowo ważniejszy (i dla bezpieczeństwa moich dzieci moje zdrowie psychiczne również) niż kilka wesołych chwil, za które spotka mnie kara.

Tak, mówię kara, bo trójka szalejących do 22 dzieci, to dla większości rodziców kara.

ZASADY.

Godzinę przed snem nie robimy nic, co pobudza, bo wtedy jest już czas na wyciszenie. To był jeden z błędów, które początkowo popełnialiśmy. Wydurnialiśmy się z dziećmi, biegaliśmy po domu, a potem oczekiwaliśmy, że one, zgrzane i rozochocone, na trzy cztery pójdą spać. Teraz też to robimy, ale wcześniej.

Godzinę przed snem nie używamy żadnych urządzeń typu tv, tablet, telefon, radio. Właściwie to w czasie, który spędzam z dziećmi w domu, nic nam nie robi tła. Jest wystarczająco głośno. Z wyjątkiem tańców czy pokazów, które urządzają dzieci, w domu nic nie gra, telewizor jest wyłączony. Nie mam nic przeciwko, ale moje dzieci nie mogły się skupić, kiedy coś gadało. Zerkały na ekran telewizora, a jeśli szło radio, próbowały go regulować. Wspólny czas w tygodniu spędzamy bez zakłócaczy.

Jeśli w jakiś dzień wypadają zajęcia dodatkowe, omijamy jeden punkt z planu, w zależności od zajęć i pory, omijamy zabawę, blok „nauka” lub kąpiel (w przypadku basenu).

Po 19 nie jemy słodyczy. Poziom cukru skutecznie hamuje senność. Jeśli dzieci mają ochotę na słodycze, daję im je najpóźniej po podwieczorku. W słodycze zaliczam też rzeczy typu jogurt, w którym jest cukier i owoce.

W tygodniu zwykle nie puszczam dzieciom bajek, na korzyść filmu, który wspólnie oglądamy w weekend (mam na myśli filmy dla dzieci typu „W głowie się nie mieści”, czy „Kraina lodu”). Ograniczyłam oglądanie bajek do minimum. Nie mam nic przeciwko nim, ale moje dzieci były jak zombie, gapiły się w ekran bez ruchu, nie znalazłam wielu fajnych bajek, w których wszystko by mi pasowało, a po bajce dzieci bywały agresywne, albo długo nie mogły się pogodzić z jej końcem i przejściem do kolejnego planu dnia. Teraz nie miewam takich problemów. Jeśli już puszczam dzieciom bajki (np. wtedy, kiedy muszę podgotować kolację), kontroluję czas i to ja wybieram. Wybieram kilka, które mogą obejrzeć i znów, zgodnie z planem, po kolei decydują co oglądają.

Wiem, że ta lista z kolejnością brzmi strasznie, ale u nas jest to jedyne możliwe rozwiązanie i sprawdzi się w każdej rodzinie, w której jest więcej niż jedno dziecko. Niestety jako rodzice nie jesteśmy obiektywni, a dzieci czują się pokrzywdzone. Poza tym u nas skończyło się raz na zawsze licytowanie kto pierwszy będzie siedział koło mamy, kto wybiera bajkę, kto się teraz kąpie, kto ma kiedy czytaną bajkę. Traciliśmy na to bardzo dużo energii.

Dzieci, kiedy znajdą się już w swoich sypialniach, przy lekkim bocznym świetle, mogą przeglądać książeczki, rysować, bawić się autami czy lalkami. Nie mają w sypialniach zabawek, które głośno grają, rozpraszają, ogłupiają. Takimi bawimy się wcześniej lub w weekend. W sypialni każdy ma lampkę nocną. Lampka zostaje zapalona na całą noc. Daje bardzo dyskretne światło, a dzieci się nie boją. Był to jeden z powodów, dla którego wcześniej nie chciały mnie wypuścić z pokoju – zwyczajnie się bały.

W weekend pozwalamy sobie na spontaniczność, ale i do tego dzieciaki się przyzwyczaiły i nie wpływa to w żaden sposób na godzinę zasypiania. Nadal nasze rutynowe działania zmierzające do położenia dzieci do łóżek rozpoczynamy w okolicach 18.30, niezależnie od dnia, jaki za nami. 

JAK TO DZIAŁA?

Poniżej opiszę to, co działa u nas w domu. Bardzo możliwe, że nasz plan nie miałby racji bytu u Ciebie w domu. Każde dziecko, każdy rodzic i każdy dom jest przecież inny. Możliwe, że Ci się to co napisałam nie spodoba. Może to być luźna wskazówka do przemyśleń, może to być inspiracja do małej zmiany, może to być zachęta do podzielenia się Waszym sposobem na wieczorne ujarzmienie malucha. Na pewno znajdziesz swój sposób.

Po powrocie z przedszkola jest czas na zabawę. Na początek wybieram zabawy wyciszające. Świetnie sprawdza się ciastolina, klocki, czytanie bajek, malowanie, wycinanki, wyklejanki, pieczątki z ziemniaków. Często robimy pracę dla Taty, coś jakby laurkę. Choć pozwalam dzieciakom robić to, na co mają ochotę, lubię być przygotowana. Jest mnóstwo zabaw, które można wymyślić. Kiedy mam plan, dużo lepiej wchodzi mi zorganizowanie rozentuzjazmowanego tłumu. Dzieciaki są zaciekawione, chętnie współpracują.

Kiedy już poziom frustracji poprzedszkolnej mija (chyba opatentuję tę nazwę, u mnie w domu bez pudła zdarza się 5 dni w tygodniu), przechodzimy do zabaw energicznych. To teraz jej miejsce na skakanie, tańczenie, granie, śpiewanie i krzyki. Jeśli się da, wychodzimy na zewnątrz, jeśli się nie da, bawimy się w domu. Może to być zabawa w chowanego, mogą być tańce, zabawy z chustą, robienie „bazy”, domowa gimnastyka. Tutaj jest czas na spontaniczność.

Od 17.30 wkracza rutyna. Najpierw obowiązki lub jak wolisz, nauka. Dwójka z trójki moich dzieci musi codziennie robić ćwiczenia logopedyczne. Tak więc na zmianę jedno dziecko słucha nagrania z płyty, pozostała dwójka robi ćwiczenia rozwijające lewą półkulę. Uczymy się rysować w liniach, łączyć w pary, gramy w memo, ćwicząc pamięć, uczymy się wierszyków, rozwiązujemy zagadki. Jest to dość duże wyzwanie, szczególnie jeśli jestem sama z trójką, ale rewelacyjnie dyscyplinuje dzieci. Mam też poczucie, że spędzamy ten czas produktywnie. Mam okazję wychwycić, czy nad czymś musimy popracować.

Ok. 18.30 jemy kolację. Razem, przy stole. Rozmawiamy, opowiadamy sobie o mijającym dniu, snujemy plany. Dzieci pomagają nakryć, a po kolacji sprzątnąć ze stołu. Na kolację wybieram potrawę, która wymaga ewentualnie podgrzania. Bardzo często jemy dania jednogarnkowe. Wcześniej robiłam potrawy bardziej skomplikowane, niestety mściło się to na mnie tym, że dzieciaki pozostawiane same sobie zwykle po prostu się kłóciły. Niestety nad wspólną, zgodną zabawą, nadal pracujemy. Skomplikowane dania zostawiam na wieczory, kiedy jesteśmy we dwójkę, lub na weekend.

Ok. 19 jest czas na kąpiel. Dzieci po kolei biorą prysznic i myją zęby, w kolejności zgodnie z planem, który wisi na ścianie, mąż pomaga, ja w tym czasie pozostałej dwójce czytam bajki.

Ok. 19.30 rozchodzimy się każdy do swojej sypialni. Jeśli jedno z nas ma wychodne, opuszcza dom.

Zgodnie z planem rozpoczynam od dziecka, które w ten dzień jest pierwsze. Każdemu dziecku czytam osobno bajkę, którą samo wybiera. W całości krótką, częściowo długą, jeśli taką wybierze. Tutaj jest czas na 10 minut dla każdego dziecka. Czasu, który spędzam na opowiadaniu co dziś robiłam, jak minął dzień, co wydarzy się jutro. Tulimy się i jesteśmy blisko, rozmawiamy o tym, co się wydarzyło w przedszkolu, o uczuciach. Mówię np. teraz każdy powie coś miłego i zaczynam – masz piękny uśmiech. Dzieci trochę się na początku wstydzą, ale padają naprawdę cudne zdania.

Mówię wtedy ciszej, wolniej, głaskam, drapię po pleckach, delikatnie masuję. Leżę, nigdzie się nie spieszę. To wcześniej był błąd, bo przy dziecięcym łóżeczku dreptałam z nogi na nogę. Moje myśli ani na moment się nie zatrzymywały. Jeszcze 10 maili, jeszcze zakupy on-line muszę zrobić, jeszcze pranie rozwiesić, a tu już 20, dziecko rozbudzone, ja zmęczona, stres. Teraz wiem, że kiedy ja się zupełnie wyłączę i będę dla dziecka, ono będzie czuło się spokojne i bezpieczne i nasz wieczorny rytuał się skróci. To jest nasz czas, czasami jedyne takie spokojne 10 minut w ciągu dnia, w których ja się mogę skupić pojedynczo na każdym dziecku.

Zdarza się, że czekam, aż dziecko uśnie, w większości jednak przypadków żegnamy się i wychodzę z sypialni i idę do kolejnego dziecka. Tak oczywiście jest teraz, ale wcześniej wielokrotnie musiałam dzieciom tłumaczyć, że mam jeszcze wiele rzeczy do zrobienia, że w końcu chcę spędzić czas z tatą. Powtarzane co noc, teraz stało się rzeczywistością i jedyną możliwą opcją. Pomogła mi w tym bajka Dobranoc, Albercie Albertsonie. Oprócz kilku wyjątków, zazwyczaj w okolicach godziny 20 cała trójka śpi.

 Nasz plan jest bardzo szczegółowy i dopracowany. I dzieci totalnie się do niego przyzwyczaiły. I to wcale nie oznacza, że u nas w domu wieje nudą. Po prostu nie dajemy się zaskoczyć. Bo kiedyś, kiedy aż tak bardzo nie planowaliśmy, byliśmy jak kłębek nerwów. Nasze wspólne wieczory zaczynały się o 23, a kończyły o 23.15, kiedy oboje zasypialiśmy z wyczerpania.

Polecam Wam przeanalizowanie Waszych wieczorów, wyrzucenie rzeczy, które nadmiernie pobudzają i opracowanie własnej rutyny. Życzę cierpliwości, będzie potrzebna, ale w końcu przyniesie skutek. I wytchnienie, którego potrzebujesz, żeby nie zwariować, odnaleźć w swoim życiu równowagę i cieszyć się z bycia rodzicem.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!