Są dni, w którym jedynym wytchnieniem w macierzyństwie jest fakt, że opieką nad dziećmi dzielę się z mężem. W te dni, kiedy o 19 wydaje mi się, że nie przeżyję kolejnego ataku histerii, nie odpowiem bez zniecierpliwienia na tysięczne maaamo, że za chwilę oszaleję. To wtedy mąż, w przebłysku rodzicielskiej solidarności, daje moment wytchnienia. I ja mogę, choćby na moment, wyjść. Nawet jeśli jest to wyjście do łazienki na załadowanie kolejnego prania i policzenie do dziesięciu. Te krótkie przerwy wystarczą, aby jakoś dociągnąć do lepszego momentu. Łatają kolejny dzień. Czytaj dalej