Mając małe dzieci zwykle czułam, że coś mnie omija. Omija mnie życie na mieście, spontaniczne wyjścia i wracanie do domu o której mi się podoba, nie o przyzwoitej porze, w pełnej gotowości na pobudkę o 5 rano. Tak się ostatnio złożyło, że kilka razy wychodziłam się szwendać po mieście późną nocą. I powiem szczerze, że jak bardzo cieszyłam się na wyjście, co najmniej tak, jak za pierwszym razem, kiedy szłam na dyskotekę, tak bardzo cieszyłam się na powrót do domu. Czy to już kryzys wieku średniego? Czy to oznacza, że czas umierać? Czy może w końcu dojrzałam do tego, że czuję, że nic mnie nie omija?  Czytaj dalej