Miewam takie momenty z dziećmi, które przekształcają się w ciąg dni, tygodni, a potem miesiąc, kiedy gorsze dni przeważają. Ciągi wieczorów, kiedy czuję się pokonana. Kiedy matka, jaką chciałabym być i znam z teorii, zamienia się w nerwową, zestresowaną jędzę, która od 8 rano marzy, żeby była już 20. Wredną babę, która nie potrafi śmiechem zareagować na kolejny raz rozlane mleko, trzydziestą prośbę o umycie zębów i przypominanie o sprzątanie pokoju do zdarcia gardła. Czytaj dalej