Mój dom był kiedyś moją twierdzą. Sanktuarium, do którego można było wracać po ciężkim dniu w pracy, można było płakać w poduszkę ze złamanym sercem, łazić pół dnia w piżamie, w zielonej masce na twarzy, moczyć sobie stopy i mieć wszędzie porozwalane czekoladki, żeby były pod ręką. 

Czytaj dalej