Wyścigi przedszkolaków.

Każdy z nas marzy o tym, żeby jego dziecko było wyjątkowe (chociaż przecież każdy z nas JEST wyjątkowy). Wyścigi przedszkolaków zaczynają się bardzo wcześnie. Jak każdy rodzic odczuwam presję, aby zapisać dzieci na zajęcia dodatkowe. Z każdej strony atakują mnie informacje o zapisach – judo, balet, tańce, zajęcia artystyczne.

Dziewczynki od jednej, próbnej lekcji baletu w czerwcu, ciągle mnie o niego prosiły, a Domi chyba w końcu zakumał, że piłka jest do kopania. Tak więc wybraliśmy się na zajęcia z piłki nożnej i na balet. I wszystko byłoby ok. Dominik na piłce wytrzymał pół godziny, po czym postanowił porzucić świetnie zapowiadającą się karierę piłkarską, na rzecz wymagającej dyscypliny wspinania się na siatkę, którą uprawiały dziewczynki. Na balecie dziewczynki wytrzymały około 30 minut. Zajęcia były dość trudne, było dużo dzieci, do tego Dominik też chciał baletować i wszystkim bardzo chciało się pić.

Pierwszy tydzień w przedszkolu, zajęcia o 16.30 – dla wszystkich poziom zmęczenia był już na ostatnim zakręcie przed marudzeniem i tupaniem nogami. Z tego co wiem, przeciwnicy sześciolatków w szkołach alarmują, że dzieci w tym wieku mają problem ze skupieniem uwagi przez 45 min. Uznałam więc, że 30 minut baletu to i tak dla moich dzieciaków nieźle. Po tym czasie Emma z inną dziewczynką na boku zaczęła ćwiczyć piruety. Siedząca obok mnie matka natychmiast przywołała swoje dziecko i nakazała mu “nie naśladować tej niegrzecznej dziewczynki, tylko słuchać Pani, bo inaczej niczego się nie nauczy”.

Chyba nie chcę, żeby moje dzieci były aż tak wytresowane. Z bólem serca stwierdzam, że nie czuję tej presji. Nie chcę uczestniczyć w tych wyścigach przedszkolaków. Posiadanie trójki dzieci mimowolnie uchroniło mnie przed nadmiernymi ambicjami pokładanymi w talentach moich dzieci. Nie dbam o tresurę, nie szukam na siłę oznak talentu, nie wymyślam na co dzień wyszukanych stylówek do przedszkola. Ostatnio ktoś prawdopodobnie ukradł z przedszkola kurtkę Dominika. Jak to dobrze, że nie była “firmowa”. Wierzę, że Panie mając na oku 25 osobową grupę, dbają o bezpieczeństwo dzieci, a nie priorytet nie ubrudzenia sukienki za 300 zł, z kolekcji boho jednej z wiodących polskich projektantek, w której przydreptała do przedszkola mała Zosia.

Moje dzieciaki wracają z przedszkola przemęczone. Już nie śpią w ciągu dnia, są w starszych grupach. Od wieku 4 lat w przedszkolu jest podręcznik (mieliśmy zadania domowe), podstawa programowa napakowana do granic. Dzieci mają gimnastykę, angielski i tańce. Nie mogłam wyjść z podziwu, kiedy na koniec roku zaprezentowali nam pokaz taneczny, w którym znalazły się elementy sześciu różnych tańców. W prywatnych przedszkolach, do których chodzą dzieci znajomych są dwa języki, robotyka, ceramika, balet, dogoterapia, basen, piłka, plastyka, tenis. To wszystko w pakiecie dla trzylatka. Czy myśmy wszyscy zwariowali?

Ile potrzeba wytrwałości, żeby się zmotywować, każdy z nas wie. Kurs prawa jazdy – wymęczony, 10 dodatkowych lekcji, a i tak ktoś nie podchodzi do egzaminu, brakuje tej końcowej fazy “zrobię to”. Kurs angielskiego – każda szkoła na początku roku przeżywa oblężenie, a już koło listopada na zajęcia przychodzą 3-4 osoby. Siłownie pękają w szwach w okolicach września (początek roku szkolnego – czas na zmiany), listopada (przed Sylwestrem), w styczniu (postanowienia noworoczne), w kwietniu (po Wielkanocy, przez sezonem bikini), potem świecą pustkami. Ile znam osób, które zaczęły biegać, kupiły porządne buty, na telefon ściągnęły apkę, która miała być świadkiem bicia życiowych rekordów. Wytrwały pojedyncze egzemplarze – bo czasu nie ma, bo za zimno, wieje, nudno, trudno.

Ciężko jest nam się zmobilizować. Tkwimy w ciele, którego nie lubimy, często podziwiając innych za wytrwałość, której nam brakuje. Jednak od naszych dzieci chcielibyśmy, aby godzinami ćwiczyły kreskę, odpowiednią figurę taneczną, czy właściwą nutę. Balet w wieku 3.5 roku staje się naszym nadrzędnym projektem, sprawdzianem naszej macierzyńskiej zaradności, konkursem właściwego wychowania.

Pamiętam z dzieciństwa, jaka byłam szczęśliwa, że rodzice nie zmuszali mnie do chodzenia do szkoły muzycznej. Mieliśmy w klasie kilka osób, które chodziły, ze łzami w oczach. Szybko zostawały sprowadzane na ziemię, kiedy okazywało się, że nie mają talentu. Oprócz potulności i zgodności, akceptacji swojego losu, nie wyróżniały się niczym szczególnym. Żyją teraz szarym życiem, jak reszta z nas. Godziny poświęcone na mozolne ćwiczenie jednego dźwięku nic im nie dały, oprócz, podejrzewam – niechęci.

Znam też mamę trzech córek, która poświęca cały czas swój i swojej rodziny, karierę i pieniądze dla gimnastyki. Jej najstarsza córka przyszła kiedyś ze szkoły, zrobiła szpagat i poprosiła – zapisz mnie. Od tego czasu minęło kilka lat. Teraz gimnastykę uprawia cała trójka, mają osiągnięcia, zdobywają tytuły na kolejnych mistrzostwach. Spytałam kiedyś mamę, czy nie boi się, że sport zniszczy im życie, zaniedba edukację i doprowadzi do rozstroju nerwowego przez ciągły stres spowodowany rywalizacją. Odpowiedziała, że kiedy tak z mężem pomyśleli i na chwilę odciągnęli dziewczynki od gimnastyki, nakazując skupienie się na beztroskim dzieciństwie – były nieszczęśliwe. One same wstają o 3 nad ranem w sobotę, bo akurat jadą daleko na zawody. Biegną po szkole zziajane na trening, na który czekają od rana. Kochają to i nie wyobrażają sobie bez tego życia. Zaczęło się od chęci ale i wrodzonego talentu, którego nie ma każdy z nas, którego nie wypija się z mlekiem ambitnej matki.

Chodziłam w podstawówce na tańce, podobało mi się, a potem przestało i więcej nie chodziłam. W liceum zamarzyłam o angielskim i dużo się go uczyłam, godzinami tłumaczyłam piosenki, bo chciałam wiedzieć, o czym są. Chciałam, nie musiałam – tutaj jest różnica. Od prawie dwóch lat chodzimy z dziećmi na basen. Tylko dlatego, że to uwielbiają i aż piszczą z zachwytu, kiedy okazuje się, że jest sobota. Kostium kąpielowy był pierwszą rzeczą, którą samodzielnie udało się dzieciom ubrać, zdarzało się, że jedli w nim sobotnie śniadanie.

I będę czekała na taki dzień, kiedy moje dziecko kolejny raz pokaże mi jakiś sygnał, że coś je na tyle zainteresowało, że chce spróbować to zrobić. Ze swojej strony dołożę starań, aby pokazać dzieciom różne formy aktywności, zabiorę na jedne zajęcia. I może spróbuje i akurat będzie to strzał w dziesiątkę, tak jak basen. Wtedy będę kibicować, wozić na treningi i inwestować w sprzęt. A może nie będzie i zrezygnuje po jednym treningu. Tak też będzie dobrze. Nie będę nikogo do niczego zmuszać, bo z tego i tak nic nie wychodzi. Na siłę geniusz się nie rodzi. Jak na razie pozwolę moim dzieciom po prostu być dziećmi.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!