Ułatwianie sobie życia to mój sposób bycia.

Pięć rzeczy, które ułatwiają mi (niełatwe przecież) życie z dziećmi.

1. Robot kuchenny. Lubię robić dzieciom prawdziwe zupy, sosy, warzywne zapiekanki, domowe ciasta, spaghetti w którym można znaleźć seler naciowy, pomidory, paprykę, pietruszkę. Wierzę w domowe jedzenie, w filozofię slow food. Ale nienawidzę tego wszystkiego kroić, trzeć, ubijać i siekać. Zainwestowałam w robot kuchenny. Dzięki temu mogę szybko pokroić tonę warzyw. Zrobić koktail, który jest zdrowszy niż niejeden jogurt. Spore ułatwienie czasowe. Dobry od pierwszych kilku miesięcy, kiedy zaczyna się dziecko karmić “papkami”. Łatwo się myje, prosty w obsłudze. ROBOT.

2. Kuchnia “na niby” – mam trójkę dzieci, więc wszystkie zabawki są testowane dość intensywnie. Kuchnia od dwóch prawie lat jest przebojem. Uczy dzieci nie tylko przyjemnego przyrządzania jedzenia wspólnie, ale też nazw produktów żywieniowych, których może nie znają, bo widują już tylko produkt końcowy. Dzieci uczą się jaka jest różnica między kalafiorem a brokułem, mogą wykazać się kreatywnością, na przykład przyrządzając zupkę “na niby”. Jasne, prawdziwe gotowanie z dziećmi jest przyjemne i na pewno tysiąc razy bardziej edukacyjne, jednak nie zawsze niestety mam na nie czas. Żaby gotować, a potem po tym gotowaniu sprzątać. Poza tym w prawdziwej kuchni to ja jednak jestem sterem, gotując “na niby” dzieci same wykazują inicjatywę. Dla mnie kuchnia to jeden z lepszych prezentów jakie można kupić dziecku od 2 do 5 lat. Dobrze jest kilka obejrzeć i kupić taką, która jest w miarę stabilna i ma kilka “bajerów” – dłużej będzie służyć i szybko się dzieciom nie znudzi. KUCHNIA.

3. Pojemnik na lego lub inne klocki – nie tylko świetnie wygląda i jest ozdobą dziecięcego pokoju. Jest mnóstwo opcji i kolorów. Dla mnie najfajniejsze okazały się poczwórne kwadraty, bo są bardzo poręczne i dzieci same mogą je przenosić w takie miejsce, gdzie akurat się bawią. Dzieciaki mają już we krwi nawyk, że po skończonej zabawie klockami wszystkie trafiają z powrotem do pojemnika. Zanim dostaliśmy pierwszy taki pojemnik, klocki nie miały swojego stałego miejsca. Ja się denerowowalam, bo ciągle się walały po ziemi (a nic tak chyba nie boli jak wbity w gołą stopę klocek o 3 nad ranem jak wpadasz do dziecięcego pokoju obudzona płaczem potomka), a dzieci się złościły bo nie mogły ich znaleźć. Od pierwszego pojemnika teraz mamy już cztery, kolekcja lego stale rośnie. Pojemniki, tak jak klocki, można ustawić jeden na drugim, więc nie zajmują dużo miejsca. POJEMNIK.

4. Mały przenośny odkurzacz na baterie, tak zwany “samochodowy”. To jest najlepsza rzecz, jaką możesz sobie lub innemu rodzicowi kupić w prezencie! Posprzątasz nim samochód po bardzo kruszącej bułeczce, zamieciesz wysokie krzesełko, czy podłogę po tym jak dasz dziecku płatki. Łatwo utrzymać go w czystości, szybko też się ładuje. Rewelacyjna sprawa. Absolutny hicior. ODKURZACZ.

5. Tenisówki – mój potrójny wózek ważył 25 kg, do tego trójka dzieci średnio po 10 kg i gadżety z 5 kg (woda dla każdego, zakupy, pieluchy, mokre chusteczki w ilości na tony, zabawki, kocyki, ciuchy na przebranie, czapki, krem na słońce albo na wiatr, itp.) czyli jakieś 60 kg ciągnęłam na spacer czasem dwa razy dziennie, zmagając się z krawężnikami i biegiem kurcgalopkiem przez przejście, żeby zdążyć na zielonym świetle. Tenisówki są idealnym obuwiem dla rodzica. Są stabilne. Można je wrzucić do pralki. Są mega wygodne i pasują do wielu strojów. Można je nosić od marca do listopada. Jeśli jeszcze nie posiadasz, koniecznie kup na wiosnę. Pokochasz. TRAMPKI.