Tresowane dzieci.

Mam wrażenie, że wymagania odnośnie dzieci stały się coraz bardziej surowe. A tym samym co do rodziców. Już nie wystarczy wychowywać najlepiej, jak się potrafi. Należy wychowywać tak, jak mówią, że trzeba, tresowane dzieci są w cenie. Choć oczywiście wiadomo, że za 10 lat specjaliści powiedzą coś zupełnie innego, ale to, co teraz modne, to jest właśnie tak, jak ma być.

 
I dobrze. Niech tak będzie, bo kolejne pokolenia Polaków wcale jakoś nie zachwycają. Nadal jesteśmy narodem zazdrosnym, kłótliwym, pamiętliwym i zawistnym. Może jeśli nacisk na wychowanie będzie większy, na nietłumienie emocji i rodzicielstwo bliskości, przyszłe pokolenia nie będą aż takimi frustratami. Podczas gdy słowem klucz powinno stać się wychowanie, odrobinę się zagalopowaliśmy. Dzieci są TYLKO dziećmi. O ile naszym, rodziców, zadaniem, jest dzieci wychować i przystosować do reguł panującego świata, a tymczasem wychować je do życia w społeczeństwie, o tyle nie jest naszym zadaniem TRESURA.
 
A właśnie na tresurze, zdaje mi się, coraz większej ilości osób bardzo zależy. Nasze tresowane dzieci mają być przewidywalne, grzeczne i ułożone. Nie wiem niestety za bardzo gdzie osoby, najczęściej wygłaszające te mądrości i surowo karcące spojrzeniami i uwagami rodziców dzieci “niegrzecznych”, same podziały swoje maniery, gdzie pobierali nauki i skąd biorą te jedynie słuszne racje.
 
Najwygodniej grzebie się w cudzych majtkach, najlepiej krytykuje się kogoś i najłatwiej zwracać uwagę na zachowanie innych. Rodzice stali się łatwym celem, bo przecież nagle społeczeństwo to zlepek specjalistów od wychowania dzieci i rzekomej pomocy rodzicom, którzy na pewno sobie nie poradzą. I to wydaje mi się jeszcze do przyjęcia. Podane we właściwy sposób, wskazówki i rady starszych pokoleń, mogłyby nam pomóc. W końcu na przykładzie własnych dzieci widzą, czy coś, co w domu stosowali podziałało, czy nie.
 
Mam jednak zastrzeżenia co do wymagań do samych dzieci. Jakby nagle wszyscy sobie zapomnieli, że kilkulatkowi może być ciężko tłumić emocje i to, że piśnie na widok zabawki w supermarkecie, to nie przejaw złego wychowania, czy przeklętej “niegrzeczności”. No ale wiadomo, dobrze (wy) tresowane dzieci tak nie robią!
 
Nie chodzi mi o bezstresowe wychowanie i pozwalanie dzieciom na absolutnie wszystko pod przykrywką westchnienia bezradnych rodziców, że “och, przecież to tylko dziecko”. Nie. Dziecko ma rozumieć, jakie zasady rządzą światem, ma mieć jasno wyznaczone granice. Dzieciom nie powinno się pozwalać na wszystko, a tym samym na męczenie otoczenia swoim niestosownym zachowaniem. I taka właśnie jest rola rodziców, żeby te zasady dzieciom wpoić i wykorzystywać różne sytuacje na ich zademonstrowanie w praktyce. Nie chodzi o to, żeby dzieci zamknąć i unikać wielu miejsc, bo komuś może się dziecko w nim nie spodobać. Wiele matek nie ma niestety wyboru i z małym dzieckiem też musi udać się na pocztę, do banku, do zatłoczonej poczekalni. I w tych miejscach muszą, razem z dzieckiem, dbać o przestrzeń publiczną, bo wszyscy z niej korzystamy. To nie plac zabaw, ani zoo i obowiązują tam pewne reguły.
 
Jeśli to dziecko w tym supermarkecie piśnie na widok zabawki, to zupełnie normalne zachowanie. Radość w najczystszej postaci, może ekscytacja, ciekawość. Wkurza mnie to, że i takie zachowania są komentowane przez obcych ludzi, czy też rodzicowi jest zwracana uwaga.
 
Bo czy ja zwracam uwagę ludziom, którzy ewidentnie mi przeszkadzają, ograniczając moją wolność? Nie chodzi mi wcale o spontaniczne wyrażanie emocji, czy uczuć, jak to ma w przypadku dzieci. Chodzi mi o jawne akty zaniedbania, bezczelności i braku tolerancji. Czy mogłabym panu, który w tramwaju przewracał oczami na moje dziecko komentujące widok za okem, powiedzieć, że tak strasznie śmierdzi odurzającym koktajlem potu i papierosów, że ciężko nam wszystkim wytrzymać? Czy mogłabym drugiemu zwrócić uwagę, że jego rozmowa telefoniczna, gęsto przetykana kurwami, jest dla moich uszu tak męcząca, że muszę prawie krzyczeć, aby go zagłuszyć, żeby moje dziecko go nie słyszało? Czy mogłabym w końcu upominać kierowców, którzy wymuszają pierszeństwo, że ich brawurowa jazda jest niebezpieczna dla mnie i dzieci, które wiozę w samochodzie? Czy w tym supermarkecie mogłabym pani, której nie podobała się ekscytacja mojego dziecka ciastkami, czy mogłabym jej powiedzieć, że tak bardzo się na mnie pcha w kolejce, że nie mogę utrzymać równowagi, a przecież mam dziecko na ręce. Czy mogłabym być niemiła i sąsiadce, która pyta gdzie czapeczka, odburknąć, zgodnie z prawdą, że to nie jej sprawa? Czy mogłabym w końcu edukować wszystkich naokoło, że śmieci należy wyrzucać do kosza, a nie przez okno samochodu, lub w krzaki? Bo mój pięciolatek to wie, ale już sąsiad nie za bardzo. Czy mogłabym panu, który się zgorszył, kiedy moje dziecko rzuciło mu piłkę pod nogi, czy mogłabym zrobić mu pogadankę na temat szkodliwości palenia, wykorzystując moment, że akurat zanieczyszczał naszą wspólną przestrzeń? Czy mogłabym pouczyć go też o zagrożeniach, które niesie otyłość? Czy małżeństwo, które wymagało absolutnej ciszy w samolocie, mogłoby w zamian uzyskać ode mnie kilka wskazówek jak dbać o związek? Ich pijackie szarpaniny i głośna kłótnia przestraszyła moje dziecko. Dziecko wzbudza komentarz, kiedy nieporadnie je, ale czy ja tej osobie zwracam uwagę, że należy jeść nożem i widelcem, nie mlaskać i nie bekać, zachować umiar i powstrzymać się od picia piwa o 9 rano? Czy gbur, który nie odpowiada mojemu dziecku dzień dobry, może próbować w ogóle wymagać od niego jakiejkolwiek grzeczności i manier?
 
Spróbuj raz zwrócić uwagę. Zobaczysz, jakie inwektywy się posypią i ile razy delikwent podkreśli, że to nie Twoja sprawa i na cholerę się wtrącasz. Ale do wychowania cudzych dzieci mogą wtrącać się wszyscy, a rodzic, a tym bardziej małe dziecko, jest zupełnie bezbronny. Dziecko może jedynie spuścić wzrok, przeprosić, a rodzic je skarcić, bo tego właśnie oczekuje od niego zupełnie obca osoba. Tresury.
 
Zmienianie świata trzeba zacząć od siebie. Dorośli, nieidealni, z zestwem wad i okropnymi manierami, mogliby najpierw swoje własne zachowania próbować korygować, pracę nad dziećmi zostawić rodzicom. I czasami, częściej, przymykać oko, wykazać się odrobiną pobłażliwości, szczególnie w stosunku do bardzo małych dzieci. Tak jak i ja muszę przymykać na ich przywary, niejednokrotnie dużo bardziej uciążliwe, niż wesołe dziecięce pogawędki, niewinne okazanie radości, czy płacz.
 
Żyj i pozwól żyć innym. Motto roku 2015.
Dystans – słowo klucz. Dystans albo wszyscy umrzemy. Motto roku 2016.
 
Nie zwracam uwagi innym, chociaż często, szczególnie, kiedy mam koło siebie dzieci, bardzo mnie korci. Chcę dać przykad, wychowuję moje dziecko, pobłażliwie i rozsądnie tłumacząc mu, dlaczego dane zachowanie jest niewłaściwe. Chamstwem nikt nikogo chamstwa nie oduczył, a byciem kilka poziomów wyżej w kategoriach ogłady i wychowania, owszem. I mam nadzieję, że tam właśnie znajdą się moje dzieci.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!