Ten dzień.

Wiesz, że jesteś nie tylko mamą, ale i z krwi, i kości kobietą, kiedy w ten dzień masz dość. Hałasu dość. Ciągłego mamo i wiszenia na rękach dość. W kółko prania, gotowania, sprzątania nie swojego bałaganu dość. Dzieci dość.

To ten dzień, kiedy przyjaciółka pisze:

– Została dziś pierwszy raz w przedszkolu na pół dnia. Mała ani łzy, za to ja płakałam.

– Chyba ze szczęścia? – odpisuję.

To ten dzień, kiedy przed samotną podróżą piszę do agenta ubezpieczeniowego. Polisa, Dagmara Hicks, pesel, daty wyjazdu. I na koniec:

– Bez dzieci lecę! Jupppi. – dodaję. Niech chłop wie.

To ten dzień, kiedy zerkam na statystyki. Ktoś trafił na mojego bloga po słowach kluczowych „nie chcę mieć dzieci”.

– To w sumie dobrze – głośno myślę.

To ten dzień, kiedy czytam, że matki teraz stale narzekają na macierzyństwo.

– Wcale im się nie dziwię, mruczę pod nosem.

To ten dzień, kiedy kupuję książeczki na Mikołaja, wybieram między tytułami. Miła asystentka czyta „Zuzia gra w piłkę” – biorę. „Zuzia pomaga mamie” – poproszę. „Zuzia i nowy dzidziuś”.

– Nieeeee! Nie! Tylko nie ta! Prawie krzyczę na środku księgarni.

A potem siadam z kawą, oddycham głęboko. Jeszcze pół godziny i znowu wpadnę w kierat kupka-mamo-on mnie pociągnął-mamo-tego nie będę-mamo-chodź-fuj-daj-mamo-zrób-dziś się nie kąpię-mamo-nie-nie-nie. Wzdycham kolejny raz. Patrzę na niespieszących się nigdzie w ten dzień ludzi. Czytają gazety, powoli piją swoją kawę. Wśród siatek z zakupami nie ma wielkiej reklamówki z gadżetami dla dzieci. Wzdycham kolejny raz. Przy mojej nodze nie ma modnego logo, a siata z plastikiem i bajeczkami, które już dziś przyjdzie mi przeczytać „jesce ras, jesce ras, jesce ras!”. Mój wzrok ląduje przy stoliku obok. Mama z córką. Ona pije kawę, mała kakao. Rozsypuje cukier, kakao ma we włosach i na czole. Czuję ukłucie. Chcę już być w przedszkolu, przytulić się do mojej takiej samej małej.

Kiedy mój zegar biologiczny dał o sobie znać, to nie było zwykłe tykanie. To było ogłuszające walenie w bęben, buczenie, którego nic i nikt nie potrafił uciszyć. Egoistycznie pragnęłam kogoś, kto pokocha mnie za nic. Chciałam być dla kogoś wszystkim. Chciałam ekscytacji małym uśmiechem i pierwszym krokiem. Przyznaję, chciałam kogoś, kto dla mnie będzie całym światem. Bo świat bez dzieci mnie znudził. Nie cieszyły już kolejne dobra materialne, drogie hotele i gnicie w łóżku do 11. Wszystko powoli powszedniało. Bo nic tak nie bawi, nie napawa taką dumą i tak nie wzrusza, jak drugi człowiek. Chciałam komuś tę gwiazdkę z nieba podarować.

Dzieci to nie tylko cudowne chwile i błogie uśmiechy. W posiadaniu dzieci nie ma żadnej logiki. Wchodzisz z własnej woli w niewolniczy układ, w którym Twoje życie niewiele już się liczy, zawsze stoisz w drugim rzędzie, harujesz, choć nie ma gwarancji, że będzie sukces. Ale i tak, zawsze i wszędzie powiesz, że mimo trudności, tak bardzo było warto. I choć Twoje życie podporządkowane jest nieprzewidywalnemu, małemu dyktatorowi, zrobisz to kolejny raz. Codziennie stoisz na posterunku, czy wiatr w oczy, czy jest moc, czy jej brak.

I choć worki pod oczami stają się normą, brak czasu wytłumaczeniem absolutnie wszystkiego, a obawa o dziecko zawsze jest gdzieś z tyłu głowy, nie wyobrażam sobie innego wyboru. Siebie innej, bez dzieci. Siebie nie mamy.

Pomimo tych dni, kiedy chcę zamknąć drzwi i na chwilę uciec, pozbyć się tego wiecznego poczucia obowiązku, odpowiedzialności, znużenia, udręki, zmęczenia, frustracji, niedoczasu, już z przerażeniem myślę o chwili, kiedy będę tylko „starą”, która nic nie wie i na niczym się nie zna, nie rozumie młodych, może nawet będę wścibską teściową, której raczej się unika, bo choć jeśli nawet chce dobrze, zawadza.

Już teraz boję się tego momentu, kiedy to maaaaamooooo w moim domu ucichnie. Bo razem z nim ucichnie też potrzeba. Moje dzieci pewnego dnia przestaną mnie potrzebować na każdym kroku. Przestanę być najważniejsza. Ten mały głosik nie powie „tsymaj mnie mocno”, nie mogąc w nocy spać. Braknie mi dwudniowego castingu na pluszowego misia, który pojedzie do przedszkola, 25 kilogramów żywej wagi gramolących się na kolana, negocjacji o lizaka, zachwytu nad motylem i logiki kilkulatka. Braknie mi kiedyś tego malucha ciągnącego za rękę, pomiętej laurki z dumą trzymanej w ręce. Dla mamy.

Już teraz boję się tego momentu, kiedy mała nóżka przestanie wbijać się w nocy w moje żebro. Coraz większa ta noga, za chwilę się w mojej ręce nie zmieści. Kiedy to minęło? Przecież jeszcze przed chwilą była taka malutka.

Pielęgnuję te chwile. Wieczór, w którym mimo miliona czekających na mnie obowiązków, odwiedzam po kolei małe łóżeczka. Leżę, czekam na spokojny oddech. Nawet po dniu, w którym chciałam tego małego złośnika wysłać w kosmos, przewracałam tysiąc razy oczami i zgrzytałam zębami ze złości, ten widok odbiera oddech. W życiu nie widziałam nic piękniejszego.

Kiedy w ten dzień moje dziecko biegnie przedszkolnym korytarzem, wprost w moje ramiona, zatrzymuję klatki. Kiedyś, za wiele lat, będę ten film odtwarzać w pamięci. I to uczucie, które momentalnie powoduje łzy w oczach i gulę w gardle.

…To ten dzień, kiedy dziękuję. Za tę szansę od losu. Za bycie mamą.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!