Prawdy matki.

Zostając matką uczysz się nowych umiejętności. Niektórzy nazywają to instynktem, inni mówią, że to wola przetrwania, doprawiona odrobiną poczucia winy i szczyptą zmęczenia, zmiksowana z toną miłości absolutnej. Odkrywam dzisiaj moje prawdy matki, które (chyba) stają się rzeczywistością każdej rodzicielki.

STYL ŻYCIA. Nie je, nie pije, nie śpi, a żyje. Kto to? Oczywiście, że matka. Gotując obiad, który musi być przecierem z najwyższej jakości warzyw ekologicznych za jedyne 100 zł kilogram i kurczaka, który pochodzi od “baby z targu”, a nie podróbek z supermarketu, na prawdziwym bulionie, na parze, matka nie ma już czasu na zjedzenie obiadu. No taki lajf. Co dziwne, w takich warunkach powinna raczej chudnąć, a tu niestety bywa zupełnie na odwrót. Bo jak już zmęczona po całym dniu leżenia w domu z samowychowującym się dzieckiem padnie wykończona, łapie co popadnie, z obawy, że taka okazja długo się nie nadarzy. Za 5 min smacznie zasypia w opakowanku, a perfidne kalorie odkładają się tłuszczykiem w lekko jeszcze rozciągniętym ciążą ciele.

DŹWIĘKI. Matka szybko przyzwyczaja się do wszelkich odgłosów. Po pewnym czasie (w okolicach drugiego dziecka) nie przeszkadza jej już płacz, wycie, marudzenie, pisk, wrzask, dzikie chichoty, udawanie odgłosów zoo, dzwięki wszystkich na raz zabawek, które konkurują z melodyjkami z kreskówek. Nie rusza jej już nawet “Maaaaamooooooooo kuuuuuuupę” wykrzyczane na pełny regulator w kolejce do kasy w supermarkecie. Jest jednak jeden dzwięk, na który każda matka reaguje nerwowo. To jego brak. Cisza nigdy nie oznacza nic dobrego, a kreatywność potomka rośnie wprost proporcjonalnie do wieku.

PLANY. Matka nie powinna NIC planować. Każde długo oczekiwane wyjście może zostać (i prawdopodobnie zostanie) zniweczone przez nagłą chorobę dziecka. Bo dziecko ma radar, który wyczuwa, że rodzicielka pragnie go na momenck porzucić i każe walczyć o każdą wspólną sekundę, najlepiej przez objawienie się podejrzanej wysypki, wysokiej gorączki, spazmów, wymiotów i biegunki. Naraz.

WIELOZADANIOWOŚĆ. Nie myślę tutaj o ogarnianiu obiadu, sprzątania i karmienia dziecka na raz. To dla matki jest pikuś. Myślę o dniu, kiedy całą trójkę trzeba wyprawić po kolei – do przedszkola, na szkolną wycieczkę, męża w delegację, a wszystko to z noworodkiem przyklejonym do piersi. Matka staje się robotem na autopilocie, któremu zamontowano szósty zmysł, dodatkową rękę, a noga stała się pożytecznym gadżetem o wielu zastosowaniach. Gotując obiad można na przykład nogą wprawiać w ruch bujaczek z zasypiającym dzieckiem.

PORZĄDEK. Słowo porządek nabiera zupełnie innego znaczenia. Dres z jedną tylko plamką – spoko. Samochód, w którym rozkruszone ciasteczka, kawałki marchewek, niedojedzone lizaki i rozlane soczki nie śmierdzą – czysty. Pranie, które mieści się w koszu na brudy – w miarę ogarnięte. Podłoga, która lekko tylko się klei – ok. Mieszkanie bezdzietnych znajomych przypomina muzeum i dziwnie pachnie. To czystość.

ACHY I OCHY. Tak, jest to możliwe, normalne, nie ma w tym nic dziwnego i każda tak robi! Można i da się rozmawiać tylko o kupkach i ząbkowaniu, robić milion zdjęć tej samej miny i zachwycać się tym, że powiedziało hau, hau na widok pieska! Helllloooo!

No co, nie jest tak? Jestem pewna, że każda czytająca to mama doda coś od siebie. Jakie są Twoje odkryte prawdy matki? O zimnej kawie nie pisz 🙂 

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!