Plażing, smażing, grillowanie. Australia vol. 1.

Pisać często przez te prawie trzy tygodnie nie będę. Ale kto powiedział, że nie wrzucę Wam tu kilka foteczek?

W duchu obiecałam dzieciakom mamę na wyłączność, sama sobie obiecałam odcinkę od neta, poza zwiedzaniem, smażingiem – plażingiem, odwiedzaniem znajomych, zakupami i wcinaniem lodów najważniejsze – przygotowuję się tutaj do jednego z ważniejszych życiowych testów – maratonu! Tak więc jest codziennie biegane.

Na początek fotki z podróży (przypominam – 4 godziny Kraków-Warszawa, 5 godzin lot Warszawa-Dubaj, 10 godzin lot Dubaj-Perth) i pierwszych dni. Szacun. Z 500 zdjęć wybrałam ok 70! 

No i oczywiście mały wstęp:
 
Lot w niedzielę 14:40. Sobota, ok 22. Kończymy się pakować, ja, zawsze na taki wyjazd z wielką listą, skreślam powoli każdy punkt. Szanowny małż postanawia, że zrobi nam check in on-line. Trochę to trwa, w końcu następuje moja kolej. Mąż pyta gdzie jest moja wiza. W momecie oboje sobie uświadamiamy, że wizy nie mam, zapomnieliśmy. Godzina grozy, telefon do Ambasady i wizę dostaję elektronicznie. Uf.
 
Cali szczęśliwi w niedzielę o świcie jedziemy do stolycy. Super humory, lans balans. Parking, odprawa, nawet plac zabaw na lotnisku nam sprzyja. Do momentu kiedy przy ostatnich bramkach celnik pyta “A gdzie polskie paszporty”? Hmmm. Dzieci mają podwójne obywatelstwo. Ponieważ polski passport za granicą do niczego się nie przydaje, no i w końcu dzieci lecą do domu, zabraliśmy tylko australijskie.
 
Sprawa momentalnie się komplikuje. Dzieci wjechały na polskim paszporcie, muszą więc na polskim wyjechać, padają argumenty w stylu Polska dla Polaków itp. Dzieci dostają szału 45 minut na dwóch metrach kwadratowych. Nasz problem trafia do kierownika. Nikt nie umie nam wytłumaczyć co się dzieje. Straż graniczna jest mega niemiła i traktuje nas co najmniej jak gówno.
 
Tylko w Polsce. Zero empatii, jakiejkolwiek informacji. Dzwonimy po raz kolejny w ciągu 24 godzin do Ambasady – są zdziwieni takim obrotem sprawy, mówią, że w Australii nie robią nigdy takich problemów, ale nie gwarantują działania innych krajów. Już wtedy czuję, że nic z tego. W końcu idę do kierowniczki, wyciągam trojaczkową kartę. Kobitka widać, że współczująca, ale jednocześnie idealnie wyszkolona w pozostałościach komunistycznego systemu wartości.
 
Zadecyduje naczelnik. Ja, obywatelka świata pytam z niedowierzaniem – jak to? Jedna osoba decyduje? To znaczy, że jest to indywidualna decyzja? Tak, zdecyduje naczelnik. Oczywiście, że była to nasza wina, mieliśmy dopytać, zabrać paszporty, przy ilości bagażu, jaką mieliśmy, to przecież nie robi już żadnej różnicy. Nasza wina. Ale nie mogę pojąć tego, jak my chcemy, żeby kiedykolwiek było lepiej, jeśli nie ma jednego prawa, zasady, napisanej w jakimś kodeksie, do której można się w takim wypadku odnieść, tylko decyduje jeden koleś. Czyli w skrócie – nasz los zależy od jednego widzimisię. Nie mieści mi się to w głowie nijak. W końcu dowiadujemy się, że nie lecimy. Dzieci nie mogą w to uwierzyć, kilkumiesięczne oczekiwanie pryska jak bańka mydlana, są wrzaski, płacz, rozczarowanie.
 
Szybka dramatyczna decyzja. Ja jadę do hotelu z dziećmi, St wraca do Krakowa po paszporty. Trochę byliśmy w szoku, bo kto to widział w jeden dzień przejechać 1000 km, mógł lecieć samolotem albo chociaż pociągiem jechać, ale nie przyszło nam to do głowy.
 
Na następny dzień wszystko idzie już zgodnie z planem. O podróżowaniu z dziećmi napiszę osobny post. Powiem tylko skrótowo – dzieciaki miały problem z wysiedzeniem na miejsu w trakcie turbulencji. Jak to “zapiąć pas” jak właśnie TERAZ muszę siku??? Spali 2h w trakcie pierwszego lotu (Domi usnął przy starcie, jakby na złość jędzy, która siedziała koło niego i sto razy pytała stewardessę czy może zmienić miejsce) i 7 godzin w trakcie drugiego lotu. Od niepamiętnych czasów przeczytałam książkę! Generalnie bardzo pozytywne doświadczenie.
 
Australia
 
Byłam tu już million razy, więc to nie są jakieś wakacje moich marzeń. Niewątpliwie jednak, wspaniale jest zobaczyć, jak młodzi ludzie których poznałam 12 lat temu poradzili sobie z dorosłością, odnaleźli swoje drugie połówki, założyli rodziny, urodziły im się dzieci. Fajnie jest na chwilę odbić się od polskiej szarówki. Napiszę kiedyś o tym co kocham na obczyźnie.
 
Cudownie jest w końcu zobaczyć, jak moje dzieci doświadczają Australii, w końcu płynie w nich australijska krew. Ozzie Ozzie Ozzie oi oi oi!!