Ojciec, model 2000, to prawdziwy bohater.

Nie zazdroszczę współczesnym Ojcom. O ile matka w obojętnie wybranym momencie może stanąć i po prostu zapłakać nad swoim losem Matki Polki, mężczyzna musi być twardy. Ojciec, model 2000, to prawdziwy bohater. Ale jemu też jest ciężko. Łezkę uroni w ukryciu, bo mu nie wypada. A przecież tak samo jak matka, ma podobne dylematy. Ciągły brak czasu, nagromadzenie emocji, chęć wypełnienia tej życiowej roli najlepiej, jak tylko potrafi.

Wkurzają mnie gadki o instynkcie macierzyńskim. Wątpię, aby miał on cokolwiek wspólnego ze zmaganiami z kolkami, usypianiem, dylematami szczepiennymi, czy wyborem przedszkola. Tę samą nić łączącą mnie z dziećmi ma mój mąż, nawet zrodziła się w tym samym momencie. Podejrzewam, że wtedy, kiedy w swoich dużych dłoniach trzymał naszego ledwo kilogramowego synka. Zrozumiał wtedy, że oto narodził się Ojciec.  

Zakładając, że partnera wybierasz nie jako konsekwencje jednej upojnej nocy, czy też ślepej strzały amora, na pewno był to ktoś, kto miał w sobie szereg zalet składających się na idealny pakiet. Podejrzewam, że nie były to tylko wybitne umiejętności dobrania dwóch takich samych skarpetek, czy nastawienie czajnika na herbatę. Czemu więc, z momentem narodzin potomka, ten fajny facet dostaje etykietkę „zostaw, daj mnie, nie wiesz, nie umiesz”?

A oni rewelacyjnie radzą sobie w roli Ojca! I tylko świat jest niesprawiedliwy, ciągle ich oceniając i szukając każdego pretekstu, aby im wytknąć, że przecież matką nigdy nie będą. I dobrze! Chyba byśmy oszaleli, gdyby oboje rodziców było momentami nabuzowaną dawką hormonów, podlaną emocjami. Co z tego, że Ojciec dziecko nakarmi parówką, ubierze groszki do pasków i nie wie, co to tutu? Kobiety też nie są nieomylne, bywa, że obiad po prostu się nie składa i na stole też wyląduje ta nieszczęsna parówka. Bywa, że w pośpiesznej gonitwie, aby wyjść z domu, dziecko ma te rajstopki nie do kompletu. Niestety, bywa, że co jej, matce wolno, jemu już nie wypada.

Tymczasem jedyną rzeczą, której nie zrobi Ojciec, to karmienie piersią. Choć i tutaj znam przykład Ojca, którego żona zmagała się z taką poporodową depresją, że to on budził się na płacz dziecka w nocy i przykładał je do piersi żony! Z resztą czynności oporządzających kuwetę i dzidziusia, nowocześni Ojcowie radzą sobie znakomicie. Ba, bywa, że lepiej nawet niż matki. To Ojciec moich dzieci przypomina mi o czapkach, bo wieje i to on pierwszy sięga po inhalator, kiedy zaczyna się kaszel. Ojciec, który dobrze wypełnia swoją rolę, wcale niczym nie musi różnić się od kompetencji mamy.

Brałam sobie męża na dobre i na złe, do ostatnich chwil, mam na to kilkudziesięciu świadków. Dlaczego więc teraz, kiedy nastąpiły czasy, w których zdaje się, że w trakcie Armagedonu zwanego czasami dzieckiem, te ostatnie chwile nadchodzą, miałby to być mój tylko problem? Dzielimy to źle, ale i dobrze na pół, razem idąc przez życie.

Ojcowie idealnie wypełniają przestrzeń, w której matki nie dają rady. Która nie przyzna, że nie zdarzało się, że sama próbowała uśpić dziecko godzinę bez skutku, a Tata uśpił w 5 minut. Czary. Albo, że to właśnie jemu udało się przekonać córkę, żeby zechciała zdmuchnąć świeczki na urodzinowym torcie, to właśnie on namówił syna do pierwszego skoku do basenu i to on nauczył dzieci jeździć najpierw na rowerze, potem na hulajnodze, a na końcu samochodem.

Ojciec, model 2000, to prawdziwy bohater. Świat oczekuje, że wyjdzie z jaskini, w której jedynym jego obowiązkiem były dzikie ryki w trakcie walk o zdobywanie żarcia. Ojcowie, których obserwuję, nie mają problemu z niesieniem różowej torebki w Hello Kitty swojej trzylatki. Dzielą z partnerką niedolę wstawania o świcie. Pragną ze wszystkich sił nie powielać błędów, które czasem popełniał ich Ojciec. Biegną więc po długim dniu do domu po pracy, żeby choć chwilę się z dziećmi pobawić. Przyprowadzają swoje córki na balet. Biorą urlopy tacierzyńskie. Uczestniczą w porodach. Płaczą na USG. Nie boją się, że przebranie brudnej pieluchy odbierze im męskość. Bo wiedzą, że ten ich widok z dzieckiem w ramionach, w oczach partnerki to jest właśnie prawdziwa męskość. I miłość w najgłębszej postaci.

Dziecko to nie plastikowa lalka, której małe, czteroletnie rączki mogą jednym szast-prast wyrwać nogę. Dziecko nie tak łatwo „zepsuć”. Nie rozumiem więc, dlaczego kobiety boją się, że ich mężczyzna przegra w starciu z maluchem. Ojcowie, robicie rewelacyjną robotę, jesteście prawdziwym przykładem rewolucji w naszych czasach. Jeden taki fajny Ojciec jest w naszym domu bohaterem, w moich oczach też. I często zostawiam go samego z naszymi trojaczkami. I wiecie co? Radzi sobie znakomicie, chyba nawet lepiej niż ja. I nie ma w tym absolutnie nic dziwnego. W końcu jest przecież Ojcem.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!