Niedziela, 5 rano.

Bywa, że bycie rodzicem jest najlepszym doświadczeniem Twojego życia. Bywa też tak, że zdaje Ci się, że zostałeś uwięziony w celi własnego domu, codziennie walczysz o przetrwanie, a przynajmniej o ciepły posiłek i godzinę nieprzerywanego snu. Bycie rodzicem ma bardzo wiele wspólnych z byciem w więzieniu cech.***

Pierwszego dnia pokazujesz na co Cię stać.

Mówią, że jak idziesz do więzienia, musisz od pierwszego dnia być twardzielem i wszystkim pokazać, że nie dasz sobą pomiatać. Podobnie jest z dziećmi. Od początku pokazujesz kto tu rządzi, żeby nikt nie zechciał wejść Ci na głowę.

Adaptacja.

W pierwszych dniach nie możesz spać, jeść, poruszasz się niepewnie, nie wiesz, czego się spodziewać. Z czasem przywykniesz, od czasu do czasu tylko przypominając sobie, jak to było zanim tu trafiłeś.

Przesłuchania.

Podobnie jak w więzieniu, w domu, w którym mieszkają dzieci stale pojawia się pytanie – kto TO zrobił? I podobnie jak w więzieniu, na to pytanie pada jedna odpowiedź – ja nie i nie wiem kto, a jak wiem to i tak nie powiem. Swój swojego przecież nie wyda.

Straszenie.

Techniki straszenia i wymuszania są przez rodziców wykorzystywane równie chętnie, tylko groźby są innego kalibru. Jak się nie ubierzesz, to Cię tu zostawię. Nie podchodź to psa, bo Cię ugryzie. Liczę do trzech i jak nie będzie posprzątane to masz szlaban!

Wszystko może stać się bronią.

Szczoteczką do zębów można wybić oko, tic-taka można wsadzić do nosa, zębami zrobić siniaka. W kwestii broni kreatywnej więźniowie powinni uczyć się od dzieci. Przecież wiadomo, że plastikową, zaczarowaną różdżką można wyczarować pożar, a potem go ugasić różowym kocykiem. Bo tak!

Izolatka.

Jeśli zrobisz coś głupiego, idziesz pomyśleć nad swoim czynem w odosobnieniu. Nie można obcinać siostrze grzywki do zera, tak jak nie wolno gryźć strażnika.

Jedzenie.

Papki o wątpliwym smaku i zapachu to normalka. Miał być królik z groszkiem, jest zielona breja. Mniam.

Uniform.

Dres w przyjaznym, wszystko przyjmującym kolorze szarości został stworzony nie bez powodu. To idealny uniform dla rodzica. Niektóre plamy nigdy nie schodzą. I tak jak w więzieniu, pranie to luksus!

Zakazy.

Nie wolno, nie rób, nie pokazuj, nie teraz, nie można, nie trzeba, nie bij, nie gryź. Gdzie się nie obrócisz, w domu, czy w więzieniu, trafiasz na NIE.

Przeszukania.

Chowasz każdą rzecz, która mogłaby stanowić zagrożenie: niezmywalne pisaki, plastelinę, gumy do żucia, które Twoim dzieciom kupili bezdzietni. Czerwona metrowa kreska markerem na białej ścianie w salonie, guma do żucia przyklejona do nowej kanapy sugerują, że pora przeszukać sypialnie. Ewidentnie pojawił się przeciek.

Grafik.

Życie w więzieniu jest bardzo jednostajne. To samo z dzieckiem. Pobudka o świcie, śniadanie, spacerniak, obiad, rozrywki, toaleta, spanie.

Obudzi Cię krzyk o 2 nad ranem.

W więzieniu podobno najstraszniejsze są noce. W domu też. Ktoś na pewno będzie chciał wody, siku, albo nagle zapragnie piżamki w Miki i bajki. Tak czy siak, ktoś zawsze w nocy jęczy.

Bunt.

Czasami w domu, jak i w więzieniu, wybucha bunt. Jak mądry strażnik, tak i rodzic wie, że nie każdy bunt trzeba przerywać. Bez wojny nie byłoby przecież rozejmu (ani ciszy przed burzą).

Przepustki.

Skreślasz dni, aż w końcu tak! Wychodzisz na wolność! Oślepia Cię światło wieczornych latarni, nie wiesz co robić dalej. Tańczyć, pić, spać? Zauważasz z niepokojem, że ludzie naokoło nie mają tatuaży namalowanych zielonym flamastrem i nie wyciągają przypadkowo z torebki pampersa i połamanego lizaka, nerwowo przy tym zerkając na telefon.

Współwięźniowie.

Razem z innymi więźniami, osadzonymi w innych celach, spotykasz się na spacerach. Czasem też na placu zabaw, czy w poczekalni u lekarza. Narzekacie na pobudki krzykiem o drugiej nad ranem, bunty i zbyt rzadkie przepustki.

Szaleństwo.

Bywa, że wybawieniem z więzienia jest psychiatryk. W domu z małymi dziećmi masz większy luksus. Połowę czasu czujesz się jak dyrektor szpitala psychiatrycznego, a drugą jak jego pacjent.

Legendy.

Zarówno o byciu rodzicem, jak i o pobycie w więzieniu chodzą legendy. W obu przypadkach rzeczywistość okazuje się zupełnie inna od tego, co mówili…

***Tekst opisuje subiektywne odczucia autorki, matki prawie pięcioletnich trojaczków. Powstał w sytuacji, w której stwierdzenie, że dzieci są cudowne okazało się nieadekwatne. Była to niedziela, 5 rano 🙂

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!