Jesteś szalona.

Zabieram się za napisanie kilku postów o przeprowadzce*. Nie będą raczej typowe, w stylu: „jak przygotować się do dwunastogodzinnego lotu z trójką dzieci”. Na to pytanie jest tylko jedna odpowiedź. Liczenie do stu, modlenie się o bezbolesny koniec i melisa w każdej postaci (mam już trzy – herbatka, tabletki musujące do rozpuszczania w wodzie i cukierki, ktoś da więcej?). Napiszę w odpowiedzi na najbardziej dręczące i męczące mnie pytanie: co zabrać z Polszy wyprowadzając się na koniec świata? Wiem, że uniosła się teraz niejedna brew. Czy Ty kobieto jesteś szalona? Co można zabrać do kraju, w którym pozornie jest wszystko? Po co w ogóle coś brać?

I tutaj właśnie muszę wyprowadzić Was z błędu. Bo na przykład, ku mojemu wielkiemu smutkowi i cichej rozpaczy, powodującej jednak w sercu małą, ale ciężką do wypełnienia lukę, Australijczycy nie umieją zupełnie w kiełbasę. Próbują, ale kiełbasa, haniebnie nosząca miano „polskiej”, w Australii przypomina kawałek przemielonej małymi rączkami ciastoliny. Patrzysz na ten plastikowy flak, we wściekłym pomarańczowym kolorze, nijak nie występującym w naturze, a tam w środku zmielone mięso w kolorze grzywy kucyka Pony. Najgorzej, że czasami trzeba spróbować, bo ktoś miły chciał przyjemność zrobić. Zawsze mam ochotę strzelić minę jak Boguś Linda w Psach i spytać „Co Ty wiesz o kiełbasie”? Fujka.

Kolejnym małym dramatem są pierogi. Wszak nie od dziś wiadomo, że każda Matka Polka siedzi po nocach i lepi ruskie. Niestety, ruskich nie będzie, ani nawet serniczka nie będzie, bo w Australii nie ma białego sera! Nie wiem, doprawdy, jak oni tam żyją. Z czym babcie podają wnukom naleśniczki? Jak można przeżyć Święta bez sernika? Dam Wam znać, jeśli jakoś mi się to uda.  

Co do Świąt, to w ogóle jest tragedia. Nie ma kapusty kiszonej, nie ma grzybów suszonych, nie ma barszczyku, ani nawet żurku. Ba! Nie ma nawet kieleckiego!!! Jak więc widać gołym okiem, życie na emigracji to nie bajka, zwykłej sałatki jarzynowej musi sobie człowiek odmawiać. Nie chcę już w ogóle wspominać o tym, że królewska ryba karp, uważana jest w Australii za chwast, coś jak szczur. Jeśli złapiesz, masz legalny obowiązek zabić. Bynajmniej nie po to, żeby potem zjeść. Zabić należy w sposób humanitarny, w przepisach nie ma mowy o wannie wypełnionej wodą.

Oczywiście zabieram też ze sobą leki. Jak to mawia mój mąż, statystyczny Polak nie obejdzie się pół dnia bez lekarstw, więc i ja nie pojadę przecież w szeroki świat bez zaopatrzenia. Entitis, vibovit, tran, witamina D. Co z tego, że jest gorąco? Polskie dzieci są na minusie z tą witaminą D, nie zaszkodzi!

Serce Polaka za granicą bywa mocno stęsknione, człowiek jednak przyzwyczaja się do tego, że kiełbaskę czy ruskiego może sobie zjeść nie tylko od święta. Kiedy braknie mu rozrywek, może w końcu pójść do byle jakiego urzędu i zobaczyć całkiem niezły show i to zupełnie za darmo, Broadway, Hollywood i inne Bollywood się chowają. Pojawia się więc tęsknota za krajem. Kiedy nachodzi nastój na chlipanie w poduszkę wspominając toruńską, oscypki, michałki, czy choćby żubrówkę, potrzeba właściwego podkładu. Nic tak dobrze nie robi, jak kilka naszych kultowych hiciorów. Miała matka syna, ona tańczy dla mnie, niech żyje wolność, daj mi tę noc, majteczki w kropeczki. Nóżka chodzi, od razu wszystkie głupoty z głowy wylatują. Ech, jesteś szalona, myślę, pakując kolekcję naszego dziedzictwa kulturowego do kolejnych pudeł.

To dlatego ostatnio mało co pisałam, zamierzam wszystkie nasze kieszenie wypełnić wszelkim dobrem z Polandu, zupkami w proszku, słoikami, tabletami i białym serem, spakuję to potem do kartonów i będę się modliła, żeby australijska kwarantanna niczego podejrzanego nie wychwyciła. Trzymajcie kciuki!

Za wszelkie podpowiedzi co jeszcze koniecznie muszę spakować do mojego kontenera, serdecznie dziękuję. Mam jeszcze trochę miejsca między krakowską podsuszaną, ogórkami kiszonymi i podlaskim.

*Wyjeżdżamy do Australii, pisałam o tym tutaj.

Zdjęcie, źródło.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!