Jak zostawić płaczące dziecko w przedszkolu lub w szkole?

Pierwszy dzień w żłobku, przedszkolu czy szkole, jest dla dziecka i dla rodziców wielkim przeżyciem. I nie jest ważne, czy dziecko ma lat 2, czy 6, czy idzie tam pierwszy raz, czy wraca po wakacjach. Nie liczy się nawet to, że wczoraj poszło uśmiechnięte i świetnie się bawiło! O ile początki bywają trudne, masz nadzieję, że z czasem maluch się przyzwyczai. Masz też nadzieję, że ten problem dotyczy raczej małych dzieci, a nie tych w wieku szkolnym. Nie ma nic gorszego jak poranek, kiedy spieszysz się do pracy, a widok własnego dziecka, które zapłakane trzyma Cię za nogę i nie chce puścić, skutecznie psuje Ci resztę dnia. Widziałam takie obrazki i rodziców, którzy zupełnie sobie z tym nie radzili, a sytuacja stawała się coraz gorsza. Jak zostawić płaczące dziecko w przedszkolu lub w szkole?

Nie mam złotej metody. Są dzieci, które kochają panie i inne dzieci w żłobku, potem uwielbiają przedszkole i w końcu nie mogą się doczekać, aż znajdą się w szkole. Są, naprawdę są takie dzieci. Nie wiem, czy rodzą się takie, czy po prostu w którymś momencie akceptują realia. Z mojej trójki jedno od rana chce już natychmiast lecieć do szkoły, macha od bramki na pożegnanie i nigdy nie miewa traumy przy pożegnaniu, drugie co prawda od poniedziałku czeka już na weekend (zupełnie nie wiem po kim to ma?!), ale też chętnie idzie do szkoły, daje buziaka i wchodzi do klasy bez oglądania się za siebie.

Mam też jeden trudniejszy egzemplarz, który potrzebuje rano zdecydowanie dużo uwagi i ostrożnego traktowania. Prawie jak bomba, która może wybuchnąć w zupełnie nieoczekiwanym momencie. To dziecko chciałoby, żebym zostawała z nim w szkole, a wcześniej w przedszkolu, kiedyś w żłobku. Pożegnanie powinno trwać co najmniej pół godzinki, w tym czasie musimy sto razy się uściskać, wyznać sobie dozgonną miłość do grobowej deski, obejść całą klasę, przywitać z każdym dzieckiem z osobna, pokazać pani zdjęcia z wczorajszego pieczenia babeczek i dokładnie przeanalizować plan na popołudnie. Każde. W tym roku.

Po trzech latach porannych doświadczeń, które jako matka mogę spokojnie nazwać życiem na krawędzi, mam już mniej więcej jakieś metody. Wiem jak zostawić płaczące dziecko w przedszkolu lub w szkole, bo przerobiłam ten temat na własnym przykładzie.

Mówi się, że życie matki to stagnacja. A gdzie tam! Są dni, kiedy to poranne pożegnanie było Sodomą i Gomorą, cyrkiem na kółkach i rozpaczliwą rzezią niewiniątek. Po takich przeżyciach rodzicowi się zdaje, że to był bardzo długi i męczący dzień, zerka na zegarek, a tu 8 rano. Są i takie dni, które mijają jak spacerek po parku w wiosenny dzień. Dziecko zadowolone, uśmiechnięte, papa kochanie i zamykają się drzwi, a rodzic czuje się tak, jakby wygrał milion zielonych. Udało się! Yes!

Żarty żartami, ale jak nikt wiem, jakie to wykańczające, kiedy poranek staje się horrorem, a rodzicowi się wydaje, że poległ. Poległ na linii frontu, gdzieś pomiędzy dzieckiem a instytucją. Rozłożył się na progu, jest ranny i potrzebuje pomocnej dłoni z odsieczą. Nie tylko triku, który pozwoli na bezbolesne rozstanie ale i kilku słów, aby zagłuszyć poczucie winy. Spieszę więc i zdradzę kilka moich sposobów.

Nastawienie.

Dziecko zawsze bardzo dokładnie obserwuje rodziców i w przypadku pozostawienia w placówce (u babci, czy z nianią) jest tak samo. Znam przypadek, kiedy w przedszkolu były dyżury i w każdy wtorek rano w jednej z grup była mniej lubiana nauczycielka. Matka żaliła się na zebraniu, że dziecko już od poniedziałku po południu jest smutne, niechętne i zaczyna cyrk przed wtorkowym przedszkolem. Płacze, nie chce iść, nie lubi pani. Psycholog spytał mamę tego trzylatka czy dziecko w ogóle zna dni tygodnia? Nie znało. Skąd więc wiedziało, który dzień w tygodniu jest wtorkiem?

Możliwe, że to rodzice, przeczuwając, co się będzie działo następnego dnia, uprzedzali dziecko w stosunku do nauczyciela. W jakiś sposób wprowadzali niepokój, który, z braku racjonalnego podejścia, w odczuciach dziecka rósł do rangi problemu. Jestem za tym, aby zawsze dzieciom mówić prawdę. Ale tą prawdę trzeba dostosować do wieku. Dzieci szybko zapominają, szybko zmieniają zdanie, szybko przebaczają. Niechęć do nauczyciela również mogła być krótkotrwała (co oczywiście również trzeba zweryfikować i przyjrzeć się sytuacji). Możliwe, że zamiast eskalować problem, w domu można było poszukać dobrych cech tej pani, podkreślić fakt, że są inne dzieci, ukochana wychowawczyni przyjdzie po południu, dzień minie szybko i przyjemnie na zabawie z kolegami.  

Uwaga.

Warto wstać chwilę wcześniej i poświęcić rano chwilę dziecku. Może się okazać, że dziecko w porannym biegu czuje się zagubione i dopiero moment, kiedy uwaga rodzica skupia się na nim całkowicie, okazuje się idealny do wszelkich manifestacji. Może chce nam coś powiedzieć, pokazać, zwrócić na coś uwagę? Ale my jesteśmy w biegu, a z naszych ust wydostają się tylko komendy „nie teraz, zaraz, potem, szybko, pospiesz się”. Kiedy więc dziecko miałoby się wciąć ze swoim małym wielkim problemem, skoro nie mamy dla niego ani sekundy uwagi? Odkrycie tego było dla mnie przełomowe. Wystarczyło około dziesięć minut na pogawędkę z dzieckiem (co wykorzystałam też na pomoc w ubieraniu i czesaniu), krótką książeczkę czy dokończenie wspólnego rysunku i dziecko się uspokajało. Dodatkowo rozmowa po drodze i wchodzimy do placówki z pozytywnie naładowanym bankiem emocji (pisałam o tym tutaj). Dziesięć minut, które ratowało mój poranek od fochów, stresu i wyrzutów sumienia.

Głupie gadanie.

Na nic się zdaje dolewanie oliwy do ognia i, za przeproszeniem, głupie gadanie rodziców. Powiedzenie „jesteś już duży”, „nie rób cyrku”, „daj sobie już spokój”, „to nic strasznego”, „przestań płakać” jest zwyczajnie do niczego. To absolutnie nic nie daje, nie trafia do dziecka, wręcz czasami wywołuje odwrotny skutek i zamiast szybko i bezboleśnie zamknąć za sobą drzwi, wdajemy się w niewygodną debatę o tym, czy jestem już duży, czy może jeszcze mały. W trakcie potencjalnie „wybuchowego” poranka, nastaw się strategicznie. Wszystko, co powiesz, zostanie użyte przeciwko Tobie. Tylko konkrety i tylko pozytywy.

Odsiecz.

Kiedy trafi Ci się wyjątkowo ciężki przypadek, warto poprosić nauczycielkę o odrobinę pomocy. Odwrócenie uwagi dziecka zwykle działa. W moim przypadku skutkowało, kiedy pani mówiła „pożegnaj się szybko z mamą i chodź ze mną, będziesz moim pomocnikiem, pomożesz mi pozbierać zeszyty, sprawdzimy listę obecności, itp.” Dziecko nadal dostawało porcję uwagi, która potrzebna była mu rano, ale jej źródło przenosiło się z mamy na panią. Często pomagają też rodzice zaprzyjaźnionych dzieci. “O, zobacz, Ania ma nowe kredki, może razem coś narysujecie? Daj buziaka mamie i siadaj koło Ani”. Wszelkie chwyty dozwolone.  

Nie wychodź bez pożegnania.

Nie ma nic gorszego jak brak poczucia bezpieczeństwa. Dokładnie dlatego wiele dzieci od rana spazmuje. Boją się porzucenia. Może mama zostawi mnie tu już na zawsze i nigdy nie wróci? Czy zabierze mnie teraz jakaś obca Pani? Co mnie czeka? Takie myśli są w głowie dzieci czymś zupełnie normalnym. Wykorzystanie okazji i wyjście w momencie, kiedy dziecko jest zajęte i nie widzi, nie jest jednak dobrą metodą. Po pierwsze: dziecko może jeszcze bardziej kurczowo się nas trzymać kolejnego dnia, obawiając się porzucenia w momencie, kiedy tylko zajmie się czymś innym niż ściskanie nogawki. Po drugie: takie zachowanie jest nie fair. Dziecko to mały człowiek, który, choć na swój sposób, rozumie świat i zagrywki dorosłych w stylu ucieczki, są dla niego niezrozumiałe.

Zapewnienie.

Powiedz dziecku, że musisz wyjść, a ono musi zostać. Ale wrócisz po obiedzie (jeśli dziecko zna się na godzinach, możesz podać konkretną cyfrę – przyjdę o 15), a potem pójdziecie do parku, na rower, zrobicie razem obiad, zakupy, czy pobawicie się klockami. Zapewnienie dziecka, że zostaje gdzieś na określoną ilość godzin, obietnica, że rodzic wróci i zarys wspólnego planu pomagają dzieciom w rozstaniu.

Nie przeciągaj.

Musisz wyjść, a rutyna pożegnania musi w pewnym momencie mieć swój koniec. Żegnasz się z dzieckiem w Wasz ulubiony sposób i wychodzisz. Muszę iść do pracy kochanie. Przyjdę po Ciebie o 15, baw się dobrze. Nie mogę się doczekać, aż mi opowiesz co dziś robiliście. A potem pójdziemy na rower. Do widzenia, miłego dnia. Papa. I wychodzisz. Bez łzy w oku, czy smutnej miny! Przecież wiesz, że Twojemu dziecku nic złego się nie stanie, że przed nim cały dzień zabawy z rówieśnikami, pod czujnym okiem sympatycznych nauczycieli. Twoje pozytywne nastawienie w momencie pożegnania pomoże dziecku w przezwyciężeniu strachu i zaakceptowaniu sytuacji. Dodajesz otuchy uśmiechem wzmacnianym pozytywnym przekazem „ale będziesz się dziś super bawić”! Sobie też, bo ten moment pożegnania bywa bardzo ciężki dla rodziców. W skrócie ten artykuł powinien mieć w treści tylko jedno słowo. Jak zostawić płaczące dziecko w przedszkolu lub w szkole? Szybko! 

Kiedy już wyjdziesz, absolutnie nie wracaj po kilku minutach sprawdzić, jak się miewa Twoja pociecha. Możesz zadzwonić, ale lepiej się nie wracaj, bo to kolejny negatywny sygnał dla dziecka, który stoi na przeszkodzie szybkiemu uspokojeniu się. Jak będę głośniej płakał, może mama jeszcze wróci? Celowo piszę mama, bo ojcowie dużo lepiej radzą sobie z porannymi pożegnaniami.

Zmiana ról.

Może się okazać, że rodzic, który jest bardziej związany z dzieckiem, słabiej poradzi sobie przy pożegnaniu. Warto (jeśli oczywiście jest taka opcja) zamienić się rolami i stosując ten sam scenariusz (pozytywny język ciała, motywujący przekaz, konkretne informacje, czułe pożegnanie i kategoryczne wyjście) spróbować pożegnać dziecko. Możliwe, że takim sposobem w tych pierwszych dniach oszczędzisz sobie i dziecku niepotrzebnej traumy.

Konsekwencja.

Choćby serce krwawiło, musisz postawić na konsekwencję i codziennie zaprowadzać dziecko, najlepiej o tej samej godzinie, do danej placówki. Robienie „święta” lub uleganie naciskom dziecka, które od rana ogłasza, że dziś nigdzie nie pójdzie, nie jest dobrym sposobem. Robisz krzywdę nie tylko dziecku, wprowadzając chaos, ale i sobie. Problem dalej jest, może nawet jeszcze gorszy, bo jeśli raz ulegniemy, dziecku może się wydawać, że łzami, błaganiem i szantażem może wyprosić dzień w domu. I będzie coraz bardziej gwałtownie domagało się dnia wolnego. Znam dzieci, które już we wczesnym dzieciństwie próbowały symulować ból głowy lub brzucha, bo wiedziały, że jest to niezawodny sposób na pozostanie w domu. Dzieci uwielbiają rutynę i w tym wypadku jest ona kluczowa.

Twoje dziecko nadal płacze, a Ty naprawdę musisz już iść? Trudno. To się niestety zdarza. Każdemu. Pociesz się jednak, że ta rozpacz trwa tylko kilka minut i zwykle jest zaplanowana wyłącznie dla jednego widza – dla Ciebie. Kiedy tylko znikniesz za horyzontem, pojawia się uśmiech. Ten show się kończy, bo nie ma już mamy, czy taty, którzy podziwiają monodram małego aktora. Nie ma publiczności = nie ma występu.  Z perspektywy mogę Cię pocieszyć – to mija i jest coraz lepiej. Głowa do góry i powodzenia.

Zdjęcie: źródło.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!