Jak wychować geniusza?

My – dzieci wychowane w latach 80-tych…

Ten śmieszny tekst krążył niedawno po sieci. Naszło mnie dziś na własne wspomnienia.

Pływać nauczył mnie dziadek, w morzu, rzucał mnie w fale, nie chodziłam latami na drogie lekcje, aby posiąść tą sztukę.

Wszyscy mieliśmy patologicznych rodziców, którzy pozwalali nam do zmroku biegać po podwórku z osiedlową bandą, bez obaw o pedofila czającego się w krzakach.

Na imieniny przychodzili znajomi rodziców, a my bawiliśmy się w pokoju obok. Graliśmy w Eurobiznes i państwa-miasta, nikomu się nie nudziło, choć nie było ani telewizora, ani komórki, nawet laptopa.

Nie mieliśmy zaburzeń odżywiania, ADHD, ani dysgrafii. Mieliśmy ksywki. Na podwórku królowali Gruby i Strzała.

Na wakacje jeździliśmy do domku nad rzeką, w którym jak to w każdym pięciogwiazdkowym kurorcie w czasach PRL-u, do kibla chodziło się na pole, a kran z wodą był tylko jeden, łazienki nie było. Kąpaliśmy się co kilka dni, w miednicy, jak mama nagrzała wodę.

Animacje zapewniały miejscowe dzieci. Jak złapaliśmy od nich wszy rodzice wszystkim, sobie i nam, zrobili kurację. Zdjęcie przy ognisku z turbanami na głowach do teraz przypomina dzieciństwo. Na drugi dzień znowu poszliśmy bawić się z dziećmi ze wsi, mama nie bała się, że wszy nas zjedzą.

Wypad do rodziny nad jezioro był jak film przygodowy. Jeździliśmy rowerem, choć nikt nas nie uczył. Jedliśmy jagody prosto z krzaka, nikt niczego nie wyparzał.

Do prywatnej szkoły chodziły dzieci milionerów, którzy zajęci praca nie umieli sobie z nimi poradzić. Koleżanka, która zaszła w ciążę w wieku 16 lat, chora na bulimię córka marynarza, chłopak który brał dragi i ten, który zabił się nowym mercem przed maturą. Reszta wszyscy chodziliśmy do normalnej szkoły. Mimo to udało się nam skończyć niejeden fakultet, objąć wysokie stanowisko.

Pierwszą lekcję angielskiego dał mi Michael Jackson. Bardzo chciałam zrozumieć Billie Jean, więc siedziałam ze słownikiem. Jak rodzice zapisali mnie na prawdziwe lekcje byłam już (o zgrozo) grubo po 10 urodzinach. Co dziwne, teraz znam angielską gramatykę lepiej niż niejeden angol urodzony w Leeds.

Mieliśmy prawdziwe dzieciństwo. Może dlatego, że nikt nie zastanawiał się nad tym, jak wychować geniusza. Jak więc zapewnić naszym dzieciom choć jego namiastkę w tych zwariowanych czasach? Moja złota piątka:

1. Przykład idzie z góry. Jeśli jarasz fajkę za fajką, nie lubisz warzyw, a przy obiedzie najchętniej lajkujesz wpisy na fejsie, nie oczekuj, że Twoje dziecko będzie miało nienaganne maniery i pokocha brukselkę. Przykład idzie z góry. Jeśli ze wszystkich sportów najbardziej lubisz wyścig do opróżnienia butelki Merlot, a potem spanie do południa, nie oczekuj, że Twoje dzieci chętnie wstaną o 5 na trening judo na który ich zapisałaś. Dzieci mają wbudowany radar, który wykrywa fałsz. Jeśli raz Cię na nim nakryją – stracisz wiarygodność. Żyj zgodnie z sobą, przecież to Twoje dzieciaki, a nie plastelina.

2. Nie daj się komercji. Jeszcze jakieś piętnaście lat temu po prostu chodziło się do przedszkola, potem do szkoły. Szczytem ekstrawagancji były lekcje języka, a zwykle przejawem niespełnionych ambicji rodziców katownie grą na instrumencie. Korepetycje były dla osłów, które sobie nie radziły w szkole. Teraz szał rozpoczyna się od przedszkola. Trzylatki mają angielski, robotykę, judo, kółko aktorskie, rytmikę, balet, jazdę konno, zajęcia sportowe. W efekcie dziecko marzy o weekendzie (słowo to poznając i zapamiętując jako jedno z pierwszych), żeby w końcu chwilkę odpocząć! Ale nie – wtedy dopiero się zaczyna. Od świtu w sobotę basen, piłka, potem teatrzyk. Żeby tylko kreatywnie spędzić czas i rozwijać oseska, ciągle go stymulując. Zestresowani rodzice spędzają cały dzień w biegu od jednych do drugich zajęć, żeby tylko osesek nie odstawał od innych. Moje dzieci miały w państwowym przedszkolu angielski i rytmikę. Przychodziły do domu wykończone, więc w pierwszych latach miały tylko basen. I to wcale nie ze względu na modę, a na bezpieczeństwo. Pilnowanie trójki dzieci nad wodą to było dla mnie przeżycie ekstremalne. Najważniejsza dla dzieci jest miłość rodziców i czas jaki się im poświęca. Warto obserwować dziecko, bo są i takie egzemplarze, które uwielbiają ruch w interesie i niestrudzenie walczą na dodatkowych zajęciach, na które wprost nie mogą się doczekać. 

3. Prywatne przedszkola i szkoły wprost proporcjonalnie do wyciąganych z kieszeni rodziców grubych tysiaków na czesne, pompują ich ego. Osesek staje się nagle obiektem achów i ochów Pań (pod czujnym okiem włascicieli). I tak na kwartalnej ocenie zamiast informacji o tym, że chętnie rysuje, pojawiają się dyrdymały w stylu: przejawia zdolności analityczne, cechuje go duża empatia, nie daje się sprowokować kolegom. Temu wszystkiemu zwykle towarzyszy też lista zajęć dodatkowych i zadań domowych, które pomogą Ci znaleźć odpowiedź na nurtujące pytanie jak wychować geniusza. Wiem, sama wypróbowałam. Jeśli komuś za coś płacisz grubą kasę, nastaw się na odrobinę lukru. Twoje dziecko jest (AŻ) tylko dzieckiem, nie każde okaże się geniuszem. Drogie nie zawsze znaczy lepsze. W moim przypadku prywatne przedszkola okazały się gorsze od państwowego. Wszystko zależy od kadry. 

4. Daj żyć swoim dzieciom. Zabawki służą do zabawy, można je w trakcie zabawy rozrzucić po domu. Ustawione równiutko na półeczce nikogo nie cieszą. Lody są po to, żeby usmarować nimi twarz, rączki i koszulkę. Trawa najlepiej łaskocze bose stopy, a wąż w ogródku aż sam zaprasza się do zabawy. Tylko pierwszych kilka lat można sobie w życiu pozwolić na taką spontaniczność i beztroskę, potem już uznają Cię za wariata. Pozwól dziecku na bycie dzieckiem. 

5. Nie udawaj, że jesteś rodzicem idealnym, nic się nie stanie, jeśli powiesz swoim dzieciom, że dziś na obiad jest pizza. Dla nich ważniejsze niż eko zupka zrobiona na kurze zielononóżce, jest uśmiechnięta mama, która się z nimi bawi w chowanego, zamiast ślęczeć w kuchni.

Mimo ewidentnej patologii naszych starych, braku stymulujących rozrywek i animacji w kurortach, kochasz przecież swoich rodziców, a teraz dziadków Twoich dzieci. Za to, że byli, że są. Najlepsi jacy umieli i mogli być. I żyjesz, chociaż w przedszkolu nie miałeś robotyki.

Na zdjęciu od lewej: Einstein, Margaret Thatcher i Beyonce. 

IMG_8188

Zdjęcie wyróżniające – pixabay.com

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!