Jak przeżyliśmy dzieciństwo?

Patrząc na teraźniejszy model rodzicielstwa doprawdy nie wiem, jak my, urodzeni w latach 70, czy też 80, przeżyliśmy. Jak przeżyliśmy dzieciństwo? Wszyscy mieliśmy przecież patologicznych rodziców, brakowało nam stymulujących rozrywek, a po szkole, zamiast na dodatkowe zajęcia, szliśmy ewentualnie na trzepak. Oczywiście po tym, jak już obraliśmy ziemniaki na obiad i wyrzuciliśmy śmieci.

Nasze mamy wycierały nam buzię poplutą chusteczką, którą wyciągały z torebki i czasami prały, nie wegańską, antybakteryjną, wilgotną, pozbawioną chemikaliów, parabenów i nie testowaną na zwierzętach, jednorazową, nawilżoną aloesem chusteczką. Buzię myło się mydłem. Mydłem z mydłem, które się pieniło i pachniało.

Doprawdy nie wiem, jak przeżyliśmy dzieciństwo, skoro na rowerze jeździliśmy bez kasku, a w samochodzie bez fotelika. Mieliśmy kilka razy obdarte kolano i było spoko.

Jedliśmy kanapki z masłem i cukrem, biały chleb, popijaliśmy mlekiem od krowy, na deser zajadając kogel-mogel i watę cukrową. Nikt nie miał alergii na gluten i laktozę. Nikt nie był otyły. Nie miewaliśmy rota wirusów, choć jedliśmy maliny prosto z krzaczka i jabłka prosto z drzewa. Nikt nie miał zaburzeń odżywiania.

Rodzice w większość przypadków wiedzieli jedynie jak nazywa się nasza pani i gdzie jest nasza klasa. Kiedy nauczyciel dał nam uwagę, dostawaliśmy karę i mieliśmy przeprosić panią. Nikt nie chodził dyskutować o naszych postępach i niepodważalnej wyjątkowości.

Godzinami bawiliśmy się na trzepaku, wchodziliśmy na drzewa i dach bloku. Do domu szliśmy, kiedy mama zawołała nas na kolację. Nie pytała co robiliśmy, bo albo i tak byśmy jej nie powiedzieli, albo gdyby się dowiedziała, umarłaby na zawał.

Na placu zabaw bawiliśmy się bez asysty mamy, taty, ciotki i babci. Swoje problemy załatwialiśmy po swojemu. Uczyliśmy się trzymania sztamy z podwórkową bandą.

Jak nam się nudziło graliśmy w państwa miasta i okręty, skakaliśmy w gumę, rysowaliśmy ścieżki do gry w kapsle. Rodzice w przezwyciężaniu nudy nam nie pomagali. Nie pytaliśmy co mamy teraz robić, bo tak nam się strasznie nudzi, bo jeszcze by nam kazali sprzątać.

Jak przeżyliśmy dzieciństwo, skoro oglądaliśmy jedną bajkę dziennie, codziennie o tej samej godzinie, wybraną odgórnie przez dyrektora programowego TVP? Nie dostawaliśmy ataku furii, kiedy bajka się skończyła.

Jak mama zapłaciła za wycieczkę, to na nią jechaliśmy. Nikt nie musiał wyrażać zgody i dostarczać numerów telefonów do co najmniej dwóch osób, w razie, gdyby nam się coś przydarzyło.

Na rowerze uczyliśmy się jeździć z kijem za siodełkiem. Każdemu zależało na tym, żeby zbyt długo go tam jednak nie było, bo obciach. To dlatego tata udawał, że trzyma i za nami biegnie, podczas gdy naprawdę puszczał i czekał, aż się wywalimy. W końcu sam też się tak nauczył jeździć i jego ojciec też.

Pływać też nauczył nas tata, nad jeziorem. Rzucał nas do wody, wyciągał ręce, a my mieliśmy dopłynąć. Opanowaliśmy pływanie w jedno lato. Bez konieczności chodzenia latami na kursy z instruktorem. 

Wszyscy w pewnym wieku umieliśmy pływać i jeździć na rowerze. Nie wszyscy jednak mieliśmy rower.

Nasi rodzice byli patologiczni, pozwalali nam biegać do zmroku z osiedlową hordą i bawić się w plucie na odległość.

Ze szkoły wracaliśmy sami, z kluczem na szyi. Mieliśmy w domu obrać ziemniaki na obiad, poodkurzać i zrobić zadanie domowe, zanim z pracy wrócą rodzice i to w takiej kolejności., bo pomoc w domu była tak samo ważna jak nauka.  

Mama i tata zajęci byli swoim sprawami. Nie spędzali całego popołudnia bawiąc się z nami na dywanie.

Weekendy polegały na sprzątaniu w domu, odwiedzaniu babci i chodzeniu do znajomych rodziców. Nikt nas nie pytał o to, co chcemy robić i czy czasem nam się nie nudzi. Z dziećmi znajomych mieliśmy się dogadać, niezależnie od wieku. No i mieliśmy nie przeszkadzać, bo rodzice byli zajęci.

Imprezy urodzinowe to był tort w domu, zabawa lalką Barbie i naklejkami z gum Turbo. To jak mieliśmy szczęście. Mama nie pytała innych mam, czy ktoś ma alergię na orzechy w torcie. Nikt nie miał.

Kiedy coś nam się stało, ludzie współczuli wypadku. Nikt nie oskarżał naszych rodziców o to, że za mało nas pilnowali, czy są nieodpowiedzialni, zabierając nas na plac zabaw.

Baza to były 3 krzesła i koc, nie kupiona za miliony monet konstrukcja z drewna i czystej, organicznej bawełny, udająca wigwam.

Jak dostawaliśmy złą ocenę, dostawaliśmy ochrzan, nikt nas na pocieszenie nie przytulał.

Jak zrobiliśmy coś dobrze, rodzice nas chwalili, nie wiem, jak przeżyliśmy dzieciństwo, bo zdarzało się, że rodzice dawali nam nagrody!!

Wymarzonymi zabawkami był scyzoryk i proca. Dla dziewczynek Barbie. Nikt nie analizował jej mało feministycznej postawy.

Jeśli ktoś w domu miał telewizor w swoim pokoju, to był tata.

Jeśli dorośli byli zajęci, zadaniem dzieci było im nie przeszkadzać.

Jak nam się coś stało w szkole, higienistka robiła nam opatrunek, po czym wracaliśmy na lekcję. Nikt nie dzwonił do rodziców powiedzieć, że na wuefie obdarliśmy sobie kolano i z powodu powypadkowej traumy musimy natychmiast pójść do domu odpocząć.

Jak chcieliśmy się pobawić z innymi dziećmi, szliśmy po szkole do sąsiadów. Nikt nie wykonywał w tym celu czterech rozmów telefonicznych i nie sprawdzał dat w kalendarzach.

Nikt nie podpisywał worków na kapcie, a i tak nigdy nie ginęły. Piórnika pilnowaliśmy, bo jakby się nam zgubił, nowy dostalibyśmy za rok.

Na wakacje jeździliśmy do babci na wieś. Ewentualnie samochodem do Bułgarii. Olinklusiw to były kanapki z kotletem schabowym zagryzane pomidorem. 

Jak przeżyliśmy dzieciństwo, skoro w szatni ubranie wieszaliśmy na metalowym haku? 

Nauczyciel, sąsiad, ekspedientka, policjant, czyli dorośli, byli osobami, których trzeba było słuchać i które trzeba było szanować. Mogli nas upomnieć i kazać nam coś zrobić. 

Jak ktoś się nad nami znęcał w szkole, dostawał manto od starszego brata i wszyscy wracaliśmy do swoich spraw.

Byliśmy dziećmi. Dużo się bawiliśmy i zajmowaliśmy się dzieciństwem. Mieliśmy swój świat. Mimo ewidentnej patologii naszych starych, którzy się z nami nie bawili, nie dostarczali nam stymulujących rozrywek, animacji w kurortach i najlepszych szkół, mieliśmy świetne dzieciństwo. Kochamy naszych rodziców, teraz dziadków naszych dzieci. Z wiekiem zauważamy też, że popełniali błędy i choć zarzekaliśmy się, że sami tacy nie będziemy, odkąd jesteśmy rodzicami, robimy podobnie. I my też popełnimy błędy. 

Nie dajmy się więc zwariować. Jest prawie pewne, że Twoje dziecko będzie miało miłe wspomnienia, nawet jeśli codziennie nie zje trzydaniowego ekologicznego obiadu, trochę się ponudzi, w przedszkolu ominie je robotyka, a języka obcego nauczy się w szkole średniej.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Nie masz na nic czasu, w szczególności dla siebie? Kup moje autorskie produkty, które pomogą w ogarnianiu rzeczywistości. Stworzone przez matkę trojaczków – to działa! SKLEP.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.