Ile kosztuje dziecko?

No właśnie, ile kosztuje dziecko? Dopóki nie miałam dzieci, nie zastanawiałam się nad tym głębiej, przyjmując, że to na pewno dość spory wydatek. Rzeczywistość okazała się jednak dużo bardziej skomplikowana i mało optymistyczna.

Choć wrzesień to taki piękny miesiąc, nie lubię go. Jest tragicznym pod względem finansów miesiącem i w każdym roku pozostawia w naszym budżecie ogromną dziurę.

Ze względu na moją sytuację, opiszę tutaj przykład pięcioosobowej rodziny, w której oprócz dorosłych są przedszkolaki.

We wrześniu zaniosłam do przedszkola 1200 zł na różne składki. Była w tym książka, wyprawka, składka na wycieczki, wyjścia i ubezpieczenie dla trójki przedszkolaków.

Miesięcznie za przedszkole za całą trójkę płacę około 800 zł (dzieci są w przedszkolu od 8.30 do 15). Cieszę się, że to tak tanio, bo to dobre, państwowe przedszkole, blisko domu. Plusem jest też to, że jeśli dzieciaki nie chodzą na zajęcia, za te dni nie płacę. Nie narzekam, chociaż 25 dzieci w grupie spycha na margines maluchy, które są wolniejsze, czy mają problemy z zachowaniem, nie potrafią sygnalizować potrzeb, czy kiepsko znoszą rozłąkę z mamą. Przy tak dużej liczbie dzieci, uwaga Pani jest mocno podzielona. Jasne, można przedszkole zmienić. Ano można, ale mając więcej niż jedno dziecko, przedszkole państwowe jest dla wielu rodzin jedyną alternatywą. Posłanie dwójki lub więcej dzieci do przedszkola prywatnego to horrendalny koszt. Dla nas było to od 2000 to 3000 zł miesięcznie.

Kupiłam dzieciom buty ortopedyczne do chodzenia po przedszkolu, jedyne 210 zł za parę. Razem 630 zł, tańszych niestety nie ma, używane nie mogą być, zbytnio dopasowują się do specyficznej wady dziecka. Zlecił je rehabilitant i ortopeda, oczywiście prywatnie, wizyta na NFZ mogła być dopiero w 2017 roku.

Do przedszkola potrzeba strojów gimnastycznych, najtańsza opcja, chociaż najgorsza pod względem jakości, to ok 30 zł za komplet – spodenki gimnastyczne i bawełniany podkoszulek. Jeśli chcemy przyjemniejszą tkaninę i przynajmniej nadzieję, że komplet przetrwa pierwszy semestr, kwotę musimy podwoić, razem kolejne 200 zł.

Dwójka z trójki moich dzieci potrzebuje logopedy. Godzina tygodniowo w przedszkolu nie wystarcza. Przy trójce dzieci, mimo najszczerszych chęci, nie udaje nam się codziennie wykonać wszystkich ćwiczeń. Tak więc potrzebujemy profesjonalisty do pomocy. Godzina z logopedą z polecenia to 80 zł, dwoje dzieci, to razem 160 zł tygodniowo, razem 640 zł miesięcznie. Pomoce na najbliższy semestr (książka z płytą do słuchania i powtarzania, zeszyty ćwiczeń i książki do czytania dzieciom) to koszt 300 zł. Rozśmieszyła mnie opcja poradni – dziecku przysługuje 15 minut w tygodniu. Pomysł przedzierania się przez godzinę przez zatłoczone miasto, tylko po to, aby dziecko 15 minut poćwiczyło z logopedą, wydaje mi się wręcz absurdalny. Oczywiście musiałabym robić to dwa razy w tygodniu i ciągnąć na te zajęcia pozostałą dwójkę. Gdyby takie zajęcia odbywały się w przedszkolu i w szkole, wszyscy byliby zadowoleni. Logopeda miałby etat, rodzic jeden problem mniej, a dzieci wykwalifikowaną pomoc w prawidłowym rozwoju. Jasne, państwo dzieci nie wychowa, ale dlaczego nie mogłoby pomóc?

Zajęcia dodatkowe.

Opiszę dostępne w mojej gminie opcje i przykładowe ceny.

Zajęcia dostępne w przedszkolu.

Ze względu na duże zainteresowanie, zajęcia odbywają się w czasie, kiedy dzieci są w przedszkolu. Oczywiście można dziecka nie posyłać na nic. W praktyce wygląda to jednak tak, że większość grupy chodzi na zajęcia, a reszta w tym czasie zbija bąki.

Karate 50 zł za miesiąc.
Angielski ze zniżką dla trójki dzieci 830 zł za rok.
Tańce 80 zł za miesiąc.
Plastyka 50 zł za miesiąc. Zajęcia potrzebne, bo dzieci mają braki, jedno nadal słabo wycina, drugie nie ma wybranej ręki dominującej, trzecie musi ćwiczyć małą motorykę.

Oczywiście, nie trzeba, jeśli kogoś nie stać. Ale czy naprawdę nie trzeba? Dzieci w Polsce spędzają za mało czasu uprawiając sport, również ze względu na aurę, czy smog w większości polskich miast. Godzina ćwiczeń fizycznych dziennie powinna być wręcz przymusowa dla każdego, szczególnie dla dzieci. Niestety, w miesiącach zimowych dzieci często nawet nie wychodzą na zewnątrz. W lecie jest łatwiej, ale np. gmina w której mieszkam ma jeden park, do którego w tygodniu od godziny 15 nie da się wejść, tyle jest dzieci, rodziców, wózków i psów. Przedszkole nie posiada ani sali gimnastycznej, ani basenu, nawet kortu. Co więc jest w stanie zaproponować dzieciom? Rozciąganie? Sensownym wydaje się więc zapisanie dziecka na zajęcia dodatkowe, które proponuje przedszkole, typu tańce czy karate, żeby chociaż godzinę w tygodniu się poruszało.

Zajęcia dostępne poza przedszkolem.

Piłka 100 zł (godzinny trening 2 x w tygodniu).
Balet 270 zł (prawdziwa szkoła baletowa, ucząca nie tylko tańca ale i gracji i dyscypliny, sportowego zachowania i obycia, zajęcia dwa razy w tygodniu po 1.5 godziny).

Nauka pływania dla trójki to 325 zł miesięcznie, płatne z góry za semestr, 1300 zł. Basen wydaje mi się koniecznością. Inaczej każdy kontakt trójki ruchliwych dzieci z wodą skutkował zawałem i natychmiastowym siwieniem. Jasne, mogę zabronić i nie zbliżać się do żadnych zbiorników wodnych przez najbliższe 5 lat i czekać, aż dzieci nauczą się pływać w szkole. Niestety pamiętam jeszcze jak wyglądały zajęcia pływania w szkole. Gdyby nie to, że nie bałam się wody i rodzice mnie wcześniej uczyli, zalegałabym na trybunach, jak pozostałe dzieci, które nie potrafiły pływać, przyglądając się akrobacjom tych umiejących. Nauczyciel był jeden, w klasie 32 osoby, z rozsądku chyba i obawy przed nieszczęściem, skupiał się na tych pływających.

Współpracuję na stałe z psychologiem (w tym momencie z behawiorystą). To też koszt 80 zł tygodniowo za 1.5 godzinną wizytę u nas w domu, czyli 320 zł miesięcznie. Nie potrafię wszystkich problemów jakie rodzą trojaczki rozwiązać sama, więc szukam wsparcia.

Choroby i leki to osobny temat. Dla trójki dzieci każda choroba łączy się z kosztem kilkuset złotych. Antybiotyki, probiotyki, spray do nosa, spray do gardła, woda morska. To wszystko oczywiście po tygodniu próbowania ratowania dziecka innymi kosztownymi lekami, żeby ominąć antybiotyk. Przeżyłam dwa lata, kiedy dzieci były chore od stycznia do grudnia. Myślę, że co miesiąc utrzymywałam przynajmniej jedną farmaceutkę w naszej lokalnej aptece. Oczywiście wypada też podawać dziecku witaminy, tran, coś na odporność, kwasy omega i Bóg wie co jeszcze.

Nie chcę wspominać też o tym, że na przykład w Krakowie leki powinniśmy dostawać za darmo. Smog, który powoli nas zabija, jest zjawiskiem kuriozalnym, prawie jak z symbolicznych już filmów z czasów PRL. Cichy, choć śmierdzący i widoczny gołym okiem, zabójca, którego nie da się zgładzić, bo są układy i polityczno-klerykalne przesłanki.

Celowo nie piszę nic o jakichkolwiek ciuchach, zabawkach, rowerach, pościeli, kosmetykach, czy innych potrzebach dzieci, typu urodziny, wakacje, dni wolne od przedszkola, w które też coś z dziećmi trzeba robić, a przynajmniej zapewnić im opiekę. Bo nie każdy ma babcię, czy teściową na zawołanie. To wszystko kosztuje i to niemało.

Nie wspominam o jedzeniu. To lepszej jakości nie jest tanie, a jego przyrządzenie czasu.

Oczywiście zadaję sobie sprawę z tego, że decyzja o dziecku powinna być świadoma i oparta o trzeźwe myślenie, sumienne rachunki i skrupulatne planowanie. I w moim przypadku była. Decydowałam się na dziecko w momencie, w którym mogłam zapewnić mu wszystko. Los chciał, że urodziłam trojaczki i mimowolnie poznałam bolączki, z którymi zmagają się rodziny wielodzietne. A te nie są banalne. A przecież do rodzenia kolejnych dzieci namawia nas teraz Państwo. Tak, jestem wdzięczna rządowi za program 500+, bo to zawsze lepiej mieć ten tysiąc, niż nie mieć, choć w obecnej sytuacji wolałabym inne rozwiązania, które wsparłyby moją dużą rodzinę. Tańsze leki, tańsze placówki oświatowe, które zapewniałyby wszechstronny rozwój, elastyczne godziny pracy przedszkola, darmowe wsparcie psychologa, logopedy, gimnastykę korekcyjną. Podejrzewam, że wielu rodziców zwyczajnie nie stać na to, aby swojemu dziecku zapewnić takie wsparcie. Nie mają nie tylko czasu, ale i środków.

Dziecku należy dawać nie tylko miłość i opiekę, ale i godne życie, a co za tym idzie dostęp do swobodnego rozwoju i wsparcie. Każdy z nas chce dla swoich dzieci jak najlepiej. I o ile można zrezygnować z baletu, czy piłki nożnej, ciężko jest zrezygnować z angielskiego, który w obecnych czasach jest standardem wymagań pracodawców. Wszyscy chcemy zapewnić naszym dzieciom lepszy start. Dlatego dbamy o ich zdrowie korygując wady (ortopeda, okulista, logopeda), rozwijamy pobudzając talenty (plastyka, czy tańce), czy zwyczajnie uczymy podstawowych umiejętności (jak jazda na rowerze, czy pływanie).

Fajnie byłoby też oszczędzać na ich przyszłość. Taki nawet plan mieliśmy względem tego dodatkowego, jakby darowanego, tysiaka. Ale jak to zrobić? Owszem, nie pracuję. Zwolniłam się w tym roku, kiedy moje dzieci były co 2 tygodnie chore. Obecnie już nie chorują, ale obowiązki przy nich, wizyty kontrolne, ich indywidualne potrzeby i prowadzenie domu, właściwie w pojedynkę (mąż często podróżuje służbowo), okupuje cały mój czas. Gdybym wróciła do pracy w korporacji, musiałabym poszukać niani. Oddawałabym jej połowę swojej wypłaty, dzieciaki widywałabym dwie godziny dziennie (18-20), żadne dodatkowe zajęcia poza przedszkolem nie byłyby możliwe, weekend upływałby nam na sprzątaniu, zakupach i wizytach u specjalistów, a my oboje bylibyśmy kłębkiem nerwów (wiem bo już to przeżyłam). Pójście do pracy na pół etatu w naszym przypadku jest nieopłacalne z wielu powodów. To nie wymówki, a polska rzeczywistość.

Niech mi nikt nie mówi, że służba zdrowia jest w Polsce darmowa i ogólnodostępna. Tak samo jak edukacja. No chyba, że mówimy o tej domowej, bo przedszkole to dość duży miesięczny wydatek, nawet jeśli jest państwowe. A 1000 zł, które rodziny takie jak moja dostają z programu 500+ wydamy na niezbędne potrzeby, takie jak leki, okulary i rehabilitację. Tak więc ile kosztuje dziecko? Jak się okazuje – za dużo. Smuteczek.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!