Idealny dzień?

Jak wyglądałby mój idealny dzień? Wstałabym o 9. I nie mam tutaj na myśli pobudki o 5 na głośne “Maaaaaamooooooo, kupa” dobiegające z łazienki, a potem dogorywanie na kanapie bez sił, aby się podnieść, z jednym uchem nasłuchującym podejrzanej ciszy. Nie. Wstałabym o 9, bez budzika, rześka jak skowronek.

Z kuchni usłyszałabym inteligentną rozmowę prowadzoną na nieszkodliwym dla zdrowia poziomie decybeli. Schodząc na dół nie potknęłabym się o lego, nie zmarszczyła  czoło na widok 65 minionków naklejonych na drzwi i żółtym flamastrem narysowanej na ścianie drogi do kuchni.

Czekałoby już na mnie śniadanie, oczywiście z ekologicznie wyhodowanych jajek od szczęśliwych kur, w towarzystwie domowego, upieczonego według kuchni pięciu przemian, chleba na zakwasie, bez chemii.  Na około stołu siedziałyby moje dzieci. Każde w czystym ubraniu, uczesane, w dobrym humorze, czekające na swoją kolej. Nikomu by się nie rozlało mleko, nikt by nie krzyczał, nie piszczał na widok soku i nie próbował widelcem ukłuć brata w nogę.

Zjedlibyśmy sobie tak w ciszy i spokoju, a po śniadaniu dzieci same od siebie pomogłyby nam sprzątać. Pijąc kawę patrzylibyśmy z dumą na nasze pociechy, które zajęte same sobą, układałyby puzzle złożone z 1000 elementów, po francusku.

Nie wiedziałabym co ze sobą dalej zrobić, więc prowizorycznie zajrzałabym do kosza na bieliznę. Zaglądam, a tam pusto. Przez chwilę wydawałoby mi się, że to nie mój, bo w sumie pusty widziałam go tylko w dzień zakupu na sklepowej półce, potem już zawsze wypchany, ze skarpetką bez pary wyłażącą ze środka.

Wszystko co zjadam jest tego dnia zdrowe i ma 0 kalorii. Na deser jest więc to ciasto, od którego zwykle przez samo patrzenie puchną mi biodra. Karmel, orzeszki, czekolada, bita śmietana, masa, biszkopt, warstwa z ciasteczek, a na wierzchu polewa toffi i czekoladowe wiórki. Jaka dieta jak to ma 0 kalorii i samo zdrowie? Dzieci nie chcą, bo mówią, że od tego psują się zęby.

Mąż decyduje się zabrać dzieci na spacer, same się ubierają, wychodzą bez kłótni o miejsce przy oknie. Wtedy dopiero zauważam, że ktoś się nam włamał do domu! Co dziwne, ukradł tylko same zabawki. Nigdzie się nie wala koszmarna lalka bez ręki, nie muszę też w pośpiechu zakopywać misia, który przy nieostrożnym naciśnięciu łapki pierdzi, a potem głośno beka.

Siadam przed telewizorem. Czuję się trochę dziwnie, bo przecież jest sobota, w domu w południe nadal jest porządek i nie słychać żadnych krzyków, jęków, ani płakania. Wyciągam 60 ostatnich wydań ulubionego magazynu, który z przyzwyczajenia kupowałam przez ostatnie pięć lat, ale nie przeczytałam ani jednej strony. Puszczam muzykę, bo akurat nie muszę wsłuchiwać się w złowieszczą ciszę, która zwykle kończy się zawałem i koniecznością remontu.

Budzę się o 15. Mąż pisze, żebym sobie jechała na zakupy i koniecznie wykupiła pół nowej kolekcji dla dzieci i przy okazji jakieś waciki dla siebie, kartę zostawił w portfelu. W szafie mam kolejną zagwostkę, bo nie widzę ani jednego dresu, wygodnych trampek i bluzy w kolorze szarości, odcień “mama”. Teraz to serio nie mam co na siebie włożyć.

Spotykam się z familią na kolację, idziemy przez miasto za rękę, nikt się nie szturcha o wyższość prawej nad lewą, małe nóżki nie bolą. W restauracji dzieciaki bawią się w kąciku z innymi dziećmi. Nagle moje dziecko wykrzykuje do kolegi “hahahaha, a ja piłem kiedyś piwo i nawet raz colę”! Mrozi mnie od środka, przygotowuję się psychicznie na szybką ewakuację, ale wszystkie inne mamy patrzą na mnie porozumiewawczo, puszczają oko, po czym wybuchamy śmiechem.

Dzieci po powrocie do domu stwierdzają, że są zmęczone i same kładą się do łóżek, czytają książki, które im poleciłam “Jak być dzieckiem i słuchać rodziców – wskazówki na każdy dzień roku”, “Zamień nie na tak”, “Sprzątanie pokoju krok po kroku” i zasypiają o 19.30.

O 20 umieram z nudów.

Chcielibyście taki dzień? Jasne. Może jeden, najwyżej dwa, w końcu ideał każdemu się nudzi. Szybko byśmy tęsknili do tego chaosu, który, choć przyprawia nas o zawał serca i rwanie włosów z głowy, jest przecież tak bardzo nasz i z perspektywy czasu to właśnie jest nasze życie całe. Doskonałe w swojej niedoskonałości.

Idą Święta. Nie spieprzmy ich sobie i bliskim. Świat zza brudnych okien będzie dalej wyglądał tak samo pięknie, a jeśli przy stole usiądziemy razem, to nawet mało skomplikowane potrawy będą nam smakowały. Bez kokardek i piórek i tak spodobamy się sobie. Nie zgubmy się w tym, co nieistotne. To najważniejsze jest niewidoczne dla oka.  

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!