Dziennik. Podróż. 1.

Halo, tu baza. Dzisiejszy dziennik jest ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a konkretnie z Dubaju, w którym robimy sobie szybki oddech między lotami.

Od początku. Z Warszawki nie mogliśmy się wydostać. Padał gruby śnieg i nigdzie nie było dużej taksówki, która mogłaby przewieźć nas i 190 kilogramów naszego bagażu schowanego w 5 dużych walizkach, 2 małych, 2 torbach na laptopa, torbie na aparat, czterech plecakach i w torebce (lubię przesadzać, ale tym razem to prawda). Zabolała mnie głowa od samego wyliczania. W końcu nie było wyjścia i na lotnisko jechaliśmy na dwa auta.

O dziwo poszło bardzo dobrze. Tym razem mieliśmy wszystkie 8 paszportów (tak, tak, musimy dla dzieci mieć oba i polski i australijski, raz nas już cofnęli z lotniska – true story), nasze torby nie były za ciężkie, mieliśmy potwierdzone miejsca (kiedy w 2013 wracaliśmy z Australii, na lotnisku okazało się, że Domi nie ma biletu na jeden z trzech odcinków podróży).

Wszystko byłoby brokatowe, oblane lukrem i posypane orzeszkami, gdyby nie palec. Znowu palec! Otóż kilka dni temu postanowiłam wyczyścić moje złota, diamenty, rubiny i szmaragdy i wrzuciłam obrączkę i pierścionek do płynu czyszczącego. Kiedy sobie o nich przypomniałam (a właściwie mąż, z wyrzutem podejrzliwie pytający „Gdzie GPS”?), akurat zadzwonił telefon i niewiele myśląc, wcisnęłam ten komplecik na prawą rękę, choć noszę na lewej.

Przez dwa dni palec spuchł i zrobił się czerwony. Męczyłam, moczyłam, natłuszczałam. A komplecik nic. Trochę mnie to męczyło, ale niestety nie miałam czasu na żadne działanie. W końcu, w dzień wylotu, obudziłam się zlana potem i myślą, że moja skromna osoba może za niedługo zagościć na pierwszej stronie brukowców. „Matka trójki zeszła 10 tysięcy metrów nad ziemią na palec”. Zawsze mnie zastanawia skąd oni biorą te niesamowite nagłówki i tego poranka pomyślałam „Bingo”! To przez takie roztargnione baby jak ja!

Palec puchł, zmieniał kolory, więc postanowiłam jednak nie dawać nikomu powodu do podśmiechujek i kiedy już wszystko wskazywało na to, że lecimy, udałam się do służb medycznych. Po pierwszych ha ha chi chi, miłe panie zadzwoniły po pomoc. Dwóch trzymało, jeden pchał i poszło. Dawno się tak nie uśmiałam, choć od razu przypomniała mi się cesarka (taka sama historia z palcem). A już ile było heheszków przy owijaniu palca tasiemką, a ile skojarzeń. Pani pielęgniarka z radością oznajmiła, że zna ten sposób z You Tuba, więc chyba warto czasami oglądać tutoriale, bo się może okazać, że uratujecie komuś życie!

W trakcie przechodzenia przez ochronę okazało się, że mamy przy sobie nożyczki (dzieci), płyny powyżej 100 ml (dzieci), a Dominik, z którym analizowaliśmy wcześniej tabliczkę o przedmiotach zabronionych, oznajmił, że mamy nożyczki, ale na pewno nie mamy bomby. Tutaj już mina panom troszkę zbladła.  

Lot minął spokojnie, było wi-fi, było winko, byli „Przyjaciele”, czego chcieć więcej? Emiraty puszczają bajki od wejścia do samolotu do wyłączenia silnika, więc na pytanie „Co podoba Ci się najbardziej w podróżowaniu”? Emma odpowiada „Bajki cały czas”!!

I znowu wszystko byłoby miód malina i karmelki, gdyby się nagle nie okazało, że nie mamy jednego dziecięcego buta. No nie ma. Zapadł się pod ziemię. Szuka matka, szuka papa, szukają dzieci, w popłochu szukają stewardessy, szuka pół samolotu. Nie ma. Już jest ogłoszenie przez megafon, bo matka zagroziła, że bez buta nie wyjdziemy, nie ma. Nagle ruch, oklaski i poruszenie, 7 rzędów dalej, jest! Pan biegnie jak ze zniczem olimpijskim, zakłada Kopciuszkowi pantofelek. Pasuje! Uff, słyszałam jak wszyscy odetchnęli. Jak wiadomo, Polacy lubią klaskać przy lądowaniu, więc i tutaj sobie nie oszczędzali. Były brawa.  

Hotel miło nas zaskoczył. Dostaliśmy apartament wielkości naszego domu w Krakowie. Nie wiem po co aż taki wielki, ale jest super komfortowo. Dzieci oszalały, kiedy się okazało, że każdy ma swoją łazienkę i wszyscy na raz biorą kąpiel. Okazuje się, że nawet to może być powodem do kłótni. Ja mam więcej bąbelków! A u mnie woda jest cieplejsza. Och, gdzie ta meliska?

Dubaj jest nastawiony na dzieci. Są absolutnie wszędzie i każdy zwraca na nie uwagę, zagaduje, uśmiecha się. Nikomu nie przeszkadzają. Moje dzieciaki w ogóle były zaczepiane co najmniej jak celebryci. Blondyni, w dodatku dwójka z niebieskimi oczami. Trzeba zrobić zdjęcie, nawet dawali się namówić, choć mnie nie chcą pozować. Oczywiście.

Jest masa udogodnień dla dzieci, typu miejsca na wózki, wysokie krzesełka, toalety dla dzieci. Wiele rodzin jest wielodzietnych. Jak dla mnie bomba. Wyluzowane laski w szpilkach i miniaturowych torebkach od Prady są trochę bardziej denerwujące niż matka pchająca wózek z dzieckiem, z drugim dzieckiem za rękę, a trzecim wiszącym na rękach. Jedno tylko mnie zastanawia. Co one, te biedne matki, piją po ciężkim dniu z dziećmi? Przecież w sklepach nie ma alko. Olaboga, najgorzej.

Panie są w czerni, panowie w bialutkich sukienkach. Niech się Chajzer tutaj przeleci ze swoją reklamą, bo takiej bieli nigdy nie widziałam. Wiadomo, że Ci panowie nie mają zbytnio do czynienia z dziećmi, przy których biel trwa sekundę, ale i tak, szacun. Biała sukienka, arafatka i laćki to jest styl arabskiej ulicy 2017. Stylowe cichobieżki są do kupienia w każdym sklepie z obuwiem. Namawiałam męża, ale mówi, że woli japonki. Dziwak.  

Kobieta tutaj jest dodatkiem do pana i władcy. Mąż umarł ze śmiechu, kiedy kierowca na lotnisku to jego spytał, czy życzy sobie, żeby poniósł moją walizkę. Akurat byliśmy w fochach, więc burknął do mnie, że za karę muszę sama. Ciężki los.

Mieliśmy właściwie jeden dzień, ale i tak udało nam się zobaczyć Marinę, Dubaj Mall (największe centrum handlowe na świecie ze wszystkim naj – największym akwarium, największym sklepem z zabawkami, największą żarłownią), Burj Khalifa (najwyższy budynek na świecie), pokaz fontann (również na terenie Dubaj Mall) i targ z przyprawami (gdzie nagle mąż zupełnie przestał się liczyć, wiadomo, przy garach stoi kobieta). Aktualnie jest zima, wieje, ale temperatura jest idealna. 23-27 stopni. I piękne, czyste niebo. O dziwo, jeden dzień poza smogiem i nikt nie zakaszlał, choć normalnie nie rozstajemy się ze sprayem do gardła.

Pytaniem, które pojawia się najczęściej, jest pytanie o dzieci. Jak one to wszystko znoszą? Są podekscytowane, ale są i foszki, wiadomo. Nogi bolą. Sandały od lata nie noszone obdzierają, Nina stwierdziła, że jest STRASZNIE gorąco (biedne dziecko nie wie, że w Australii wkrótce będzie jeszcze 10 stopni więcej), tu coś jest nudno, tam nie ma pomidorówki, komuś chce się pić. Ale są dzielni. Jeśli macie ochotę napiszę o tym. Na razie zobaczcie zdjęcia.

Dubaj jest cudowny. Był moim marzeniem i cieszę się, że udało się go zrealizować. Przepych (nie zdawałam sobie sprawy z jego skali), zupełnie inna kultura (obserwowanie tubylców jest fascynujące), widoki, zapachy (nasz hotel pachnie cynamonem), ludzie (uśmiechnięci, nawet wtedy, kiedy spod burki widać tylko oczy, te oczy są wesołe, obsługa wymiata uprzejmością, nawet w toalecie), po prostu jest tutaj wspaniale, z Warszawy lot to tylko 5h, warto! Jest tylko jeden minus. Jest tutaj BARDZO drogo. Bardzo to znaczy lunch w fast foodzie dla 5 osób kosztował 300 zł. Lunch w zwykłej restauracji kosztowałby 700 zł. I to bez żadnych ekstrawagancji, nawet bez alkoholu przecież.

No ale co ja tu będę pisać. Kiedy to czytasz, my prawdopodobnie jesteśmy już w kolejnej podróży. I tutaj właśnie zaczynają się schody. Bo ten lot trwa 12 godzin. Będzie. Będzie się działo.

P1128208 P1128218 P1128221 P1128243 P1128248 P1128292 P1128296 P1138324 P1138326 IMG_1179 IMG_1171 IMG_1165 IMG_1160 IMG_1142 P1138367 P1138382 P1138377 P1138364 P1138343 P1138349 P1138359 P1138351 IMG_1147 P1138336 P1138335 IMG_1215 

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!