Jak dogadać się z teściową?

Wiele osób mi zazdrości. Moja teściowa mieszka cały świat drogi ode mnie. Nie wpada na niezapowiedziane kontrole i wizytacje.

Tak rzadko się widujemy, że każda taka okazja jest świętem, podczas którego raczej celebrujemy wspólne chwile, zamiast drzeć koty, zaglądać sobie wzajemnie do garów i sypialni. Podobno najlepsza teściowa to taka, która jest daleko. Jest też minus tego układu. Nie jest mi w stanie pomóc, chociaż wiele razy chętnie bym z tej pomocy skorzystała. I zazdroszczę tym, którzy na miejscu mają fajną teściową, bo moja, mimo tego, że jest super babką, jest bardzo daleko. Mam jednak wiele doświadczeń i wiem jak dogadać się z teściową.

Jestem wdzięczna mojej teściowej, bo bardzo dobrze wychowała mojego męża. A wiadomo, że jak chłop czegoś z domu nie wyniesie, to potem trzeba się latami użerać. Mój mąż nie boi się mopa, czy pralki, w domu umie wszystko zrobić i nie jest przyzwyczajony do tego, żeby mu ktokolwiek usługiwał. Wierzy też bardzo w równouprawnienie. Może nawet za bardzo! (Cholera.)

I niestety muszę Was zmartwić, albo i pocieszyć.

Dobra teściowa to… zasługa męża!

Bo najważniejsze w życiu małżeństwa są silne więzi i zrozumienie relacji, która jest priorytetowa. To współmałżonek pomaga w budowaniu autorytetu. Wiadomo, że początkowo teściowie mają mocniejszą pozycję, w końcu znają swoje dziecko dłużej, stosują pewne triki i zależności we wspólnym życiu, od lat. W budowaniu autorytetu nie chodzi o wywyższanie się, ale określanie granic i stanowcze wyrażanie własnego zdania. Nie spiskując za plecami, a tworząc partnerski układ, oparty na otwartym dialogu i zaufaniu.

Mam taką zasadę, która powstała w dość ciężkich okolicznościach. W 2006 roku planowaliśmy ślub z moim obecnym mężem. On obcokrajowiec, zero po polsku, moi rodzice nakręceni ślubem ukochanej jedynaczki. Jakoś tak się stało, że ja zaczęłam go trochę od tego wszystkiego usuwać, no bo przecież tylko przeszkadza, nie zna się, nie wie, jakie są nasze tradycje. To wszystko tak eskalowało, ujawniły się obawy męża, że ślub weźmie z całą rodziną, że się rozstaliśmy, a mnie zostały w ręce wydrukowane zaproszenia. Pobraliśmy się dopiero w 2009, po dwuletniej rozłące.

Od tego czasu nauczyłam się, że w naszym związku jest miejsce tylko dla dwóch osób. Nikogo nie zapraszam, bo troje to już tłum. Nie wtajemniczam mojej mamy w nasze intymne sprawy, a on nie spowiada się z naszych problemów swoim rodzicom. To wcale nie oznacza, że nie jesteśmy z nimi blisko. Po prostu są tematy, których nie poruszamy. Nie daj Boże narzekanie na współmałżonka. To jest początek końca. Kiedy pokłócisz się z mężem, czy z żoną, naturalne jest, żeby się z kimś tym podzielić. No więc nadajesz jak to Polskie Radio, bo on taki a taki, a bo to i to. Kłótnia szybko mija, zapominasz, takie rzeczy przecież są normalne i zdarzają się regularnie. Niestety, rodzice się zniechęcają, bo ot mojej córuni, czy syneczkowi, dzieje się krzywda. I tak synowa, czy zięć, stają się cichym wrogiem, na którego trzeba mieć oko, bo może krzywdę chce zrobić. Te problemy są później wywlekane w najmniej oczekiwanym momencie.

Widomo, że w życiu są kryzysy i wsparcie rodziny jest bardzo potrzebne. Warto jednak najpierw załatwiać nieporozumienia we dwójkę, zanim do dyskusji i prania naszych brudów zaprosimy całą rodzinę. A tak to zwykle wygląda, że jeśli słowo szepniemy matce (oczywiście w sekrecie), ona powie ojcu (przecież wszystko mu mówi), on powtórzy bratu, brat ciotce i tak oto w kilka dni cała rodzina wie o naszych sprzeczkach i z buciorami siedzi w naszej sypialni. Nie warto.

W pierwszej kolejności trzeba zająć się budowaniem relacji z mężem. Jeśli będzie silna i trwała, pomoże wytrwać, nawet przy najbardziej namolnych i niereformowalnych teściach, próbujących w związek ingerować. Stała obecność osób trzecich zaburza budowanie tej relacji. Cała rodzina powinna mieć jasność, które strefy życia są dostępne dla poszczególnych osób.

Warto postawić granice i ich nie przekraczać, nawet w momentach kryzysowych. Jeśli jednego dnia urządzasz kuchnię korzystając z rad teściowej, za miesiąc nie wściekaj się, kiedy skrytykuje ustawienie szafki, którą razem wybrałyście. Jeśli otwierasz drzwi do Waszych planów, problemów małżeńskich, kłótni, musisz liczyć się z tym, że teściowa już zawsze będzie oczekiwała, że ma tam dostęp i może wchodzić bez pytania o zdanie, kiedy tylko zapragnie. Jeśli weźmiesz przepis na serniczek, nie dziw się, że mąż Cię poprosi, żeby zrobić taki, jaki robi mamusia. Lepiej powiedzieć – na sernik idziemy do mamy, ja dobra jestem w tarty. Mam wrażenie, że sami pozwalamy na wścibstwo, w przypływach dobrego humoru dopuszczając rodziców do zbyt wielu intymnych szczegółów.

Szanuję moją teściową. Choćby mówić, że to przecież obca kobieta (Uwielbiam ten żart. Teściowa? Obca kobieta!), to jednak rodzina. Jest między nami bardzo zdrowy dystans, którego żadna nie planuje zmniejszać. Po prostu ja wiem, że teściowa to nie jest moja przyjaciółka i ciężko jej być obiektywną. Choć Twój mąż to sto kilo żywej wagi, siwiejący pan z bródką, dla teściowej zawsze pozostanie jej ukochanym syneczkiem i nic raczej tego nie zmieni. Nawet gdyby ze względu na sprzymierzenie jajników, stała po Twojej stronie, zawsze to jej dziecko, ukochane, do ostatnich chwil.

Nie urządzam konkursów. Nie porównuję moich rodziców do rodziców męża. To są przecież inni ludzie! To, co kto dał, ile pomógł, co powiedział, to naprawdę nieistotne. Nie mam żadnych oczekiwań. Jeśli ktoś pomaga to dlatego, że może i chce, nie dlatego, że ktoś inny coś dał, czy zrobił i oczekuje wyrównania rachunków. Wiadomo, że z jednymi ja jestem bardziej emocjonalnie związana, z drugimi mąż. Nic tego nie zmieni i nie ma sensu się przegadywać i licytować.

Wiele osób chciałoby, żeby teściowie pomagali przy dzieciach, pomagali finansowo, może nawet część domu oddali, ale jednocześnie mają się nie wtrącać. Nawet jak to piszę, wydaje mi się to wręcz niemożliwe do osiągnięcia. Dlatego ja nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mieszkam z teściami pod jednym dachem, w szczególności w ich domu. Mój dom to moje zasady i to ja je ustalam wspólnie z mężem, a nie z mężem, jego rodzicami, bratem, kotem ciotki Halinki i spadkiem bo dziadku Zenku.

Jestem sobą.

Kiedy powiedziałam, że przylatują do mnie teściowie, ktoś spytał, czy dom wypucowałam. Yyy, nie. Gdybym miała przez tydzień lizać chałupę, żeby się komuś przypodobać, raczej nie witałabym nikogo z otwartymi ramionami. Oczywiście chcę, żeby teściowie czuli się w moim domu wygodnie, ale nie mam zamiaru stawać na głowie i robić rzeczy, których zwykle nie robię i akurat nie miałam w planie.

Oczywiście, że kupię czekoladki, które lubią i chleb taki, jaki najbardziej im odpowiada, podam herbatę z mlekiem, choć sama takiej nie piję, wieczorami usiądę porozmawiać, choć normalnie poszłabym na siłkę, zorganizuję nianię, żebyśmy mogli w czwórkę pójść spokojnie na kolację, ugotuję dobry obiad. To nie o to chodzi. Po prostu nie udaję, że jestem kimś innym. Dlatego czuję się przy nich swobodnie i naturalnie. Mogę napić się z teściową wina i pogadać o niczym, jak z koleżanką.

Mąż nauczył mnie jednej rzeczy bardzo dobrze – kocha się kogoś takim, jaki jest, a nie za nasze wyobrażenie o nim. Ludzie rzadko się zmieniają. Z wiekiem chyba tylko na gorsze. Jeśli mąż kocha mnie taką, jaką jestem, jego rodzice też muszą to zaakceptować. Ale to mąż mnie w tym wspiera, nie spiskuje za moimi plecami i to ze mną w pierwszej kolejności wszystko ustala.

Jeśli zdarzały mi się sytuacje, które ciężko było przeskoczyć, stawiałam na komunikację. Bez wyrzutów i obrażania, mówiłam o co mi chodzi. Jeśli nie umiałam, prosiłam męża o wsparcie i to on załatwiał potencjalnie sporne kwestie. W moim domu jest wiele różnic kulturowych, więc trochę minęło, zanim się dotarliśmy. Odkąd są dzieci, jest jakby łatwiej. Nie ma czasu i energii na kłócenie się o byle bzdury. Wszystkie związki wymagają jakiejś dorosłości.

Zaskoczył mnie ostatnio szeroko komentowany wpis na forum super niani, p. Doroty Zawadzkiej. Jedna z czytelniczek zwierzyła się z problemów z teściami, którzy przy każdej okazji wypytują “kiedy wnuki”. Nie wiedzą, że ta para od lat walczy z niepłodnością i takie pytania są dla nich bardzo bolesne. Wierzę, że to problem wielu z nas.

W tej i innych kwestiach, polecam po prostu dialog. Jego znaczenie w naszych czasach tak bardzo zmalało, a nadal jest przecież rewelacyjnym narzędziem rozwiązywania wielu problemów. Zamiast dyskutować w Internecie z milionem obcych ludzi, którzy nic nie wiedzą o danej sytuacji, lepiej po ludzku powiedzieć teściom – to dla nas trudny temat. Też chcielibyśmy mieć dzieci i obiecujemy, że pierwsi się dowiecie, kiedy nam się to uda.

Jeśli nie chcesz, nie musisz nikomu podawać zbyt wielu szczegółów. Ale masz przed sobą człowieka, który z niewiedzy tworzy własną wersję. Jeśli mu zaufasz, stanie się Twoim orędownikiem w niejednej walce z przeciwnościami losu. Nie bój się, że a bo to starej daty, a nie zrozumie, a nie wie. Życie każdy z nas zna na własny sposób. Starsze osoby wielokrotnie mają mądrość, z której możemy czerpać. Warto próbować i uwierzyć w dobre chęci.

Wydaje mi się, że sami sobie często wychowujemy wroga. Powielając schematy, wierząc w stereotypy, reagując agresją na zwykłe ludzkie odruchy. Dobre rady matki, teściowej, cioci wynikają tylko z troski. I na nie mam sposób. Mówię “ja robię inaczej, ale dziękuję bardzo za wskazówki”. Mogę wysłuchać ze spokojem i przyjąć inną opinię, mam jednak swoje zdanie. Pokazuję swoją asertywność w kontaktach z rodziną. To przecież mój dom, małżeństwo, moje dzieci. Warto zrezygnować z agresji w imię wyrozumiałości.

Można zawsze wytłumaczyć, skąd biorą się nasze sposoby i metody. Kiedy zaczęłam ograniczać dzieciom cukier, też musiałam wytłumaczyć i pokazać rodzinie co jest w słodkich wodach, gumkach mamba, danonkach i innych. Nie podziałało za pierwszym razem. Za drugim już tak, kiedy niestety musiałam skonfiskować torbę reklamowanych słodyczy. Zaproponowałam, żeby dzieciom w zamian przywieźć kredki, farbki, klocki, kolorowankę. Cenowo wychodzi to samo, a pożytek dużo większy. Podziałało. Teraz, nawet jeśli pojawiają się słodycze, jest komentarz – “proszę, masz tutaj jedną czekoladkę, ale zjesz, kiedy mama pozwoli”.

Rodzice i teściowie muszą czuć, że to Wy ustalacie reguły. Warto im je wytłumaczyć i prosić, aby się do nich stosowali, w imię wspólnego dobra. Warto podsunąć książkę, czy artykuł, np. o szkodliwości cukru, czy metodzie wychowawczej jaką stosujemy. Będziecie zdziwieni jak wiele osób chce współpracować. No i oczywiście polecam jeden, wspólny, małżeński front. Problem jak dogadać się z teściową, powinien być wspólny i raczej łączyć, niż dzielić.

Nie mówię do mojej teściowej Mamo. Po prostu dla mnie matka jest tylko jedna, a to słowo ma takie zabarwienie emocjonalne, że dla mnie nie pasuje do nikogo innego, jak do mojej, jedynej, mamy. No i oczywiście moja mama ma prawo mnie pouczać, chociaż z wiekiem trudniej jednak pouczać prawie czterdziestoletnią kobietę. Ale prawo matki ma swoje przywileje. Teściowej nie pozwoliłabym na pouczanie. Kiedy nawet z nazwy nie jest mamą, ten układ jest bardziej partnerski, niż zakładający zależność. Wiem, że w wielu rodzinach się tak nie da, że jest oczekiwanie, a wręcz wymóg, że musi tak być. Nie pojmuję tego, bo swojego zdania zawsze trzeba bronić i wymagać, aby (szczególnie) w rodzinie wszyscy je respektowali. Wierzę jednak, że dla świętej zgody zdolni jesteśmy do wielu poświęceń.

Teściowa też człowiek.

Warto ją czasami pochwalić, zapytać o radę, nawet jeśli miałaby być błahostką. Poprosić o pomoc przy czymś, co nie rodzi zagrożenia. Próbować zrozumieć, a nie tylko krytykować.

A jak to nie pomoże – przeprowadzkę z daleka od mamusi serdecznie polecam. 🙂

Zdjęcie pexels.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!