Daleko od ideału.

Po latach maltretowania się myśleniem, że nie mam uśmiechu Julii Roberts, tyłka Jennifer Lopez i piersi jak Beyonce, przyszła pora na zauważenie, że mam siebie. Jedyny, niepowtarzalny egzemplarz, który dostałam z okazji urodzin. Jestem daleko od ideału, ale jeśli człowiek sam nie uwierzy w swój produkt, w jaki sposób mógłby próbować sprzedać go innym? Chodzę więc z podniesioną głową. Z perspektywy wiem, że za późno o jakieś 10 lat. Ileż ja się katowałam, że to i to wisi, a tamto się trzęsie jak galareta, a o tu, to jest krzywo.

Powiem szczerze, że wreszcie mam w nosie kanony piękna. Wychudzone modelki, które reklamują ubrania, których i tak nigdy bym nie założyła, bo przecież niektórych się nie da, a na inne nigdy nie będzie mnie stać. No chyba, że jesteś panią na włościach i jedynym Twoim problemem jest pilnowanie niani, ogrodnika i czy limo wypucowane i na zakupy można jechać. Stroje kąpielowe, w których nie da się zrobić kroku, żeby czasami coś Ci nie wyskoczyło. Wolę taki, w którym mogę się pobawić z dziećmi i na plaży usiąść spokojna, że nic nigdzie mi się nie wylewa. Martwić się piaskowymi babkami, a nie fałdą na brzuchu.

Mam w nosie kanon piękna, który każe ważyć i liczyć wszystko co jesz, a najlepiej być zen i nie jeść nic, tylko popijać małymi łykami wodę. To minimalizm w praktyce, który mam szczerze gdzieś. Staram się wyglądać najlepiej, jak mogę, szanując moje ograniczenia i ciało. Robię to dla zdrowia i kondycji fizycznej. I dla zdrowia psychicznego. Dbam o siebie, ale nie daję się zwariować. Jasne, mogę pooglądać pokaz bielizny Victoria’s Secret i ultra szczupłe modelki. Wiem niestety, że bycie wychudzoną ma swoją cenę. Tygodniami nie jedzą, przed pokazem nie wolno im nawet pić wody. To muszą być męczarnie, myślę sobie popijając wino i zagryzając kostką czekolady. I to wszystko w imię tego, że ktoś im cyknie fotkę i powie, że mają fajny tyłek. Już kolejnego dnia ktoś ten tyłek będzie miał fajniejszy. Co dziwne, ciągle atakuje nas taki ideał piękna i urody, a w życiu, na ulicy, spotykam samych normalnych ludzi, dalekich od ideału. Mają rozstępy, nadwagę, odrosty.

Warto nauczyć się własnej instrukcji obsługi. Mnie się to udało. Odcinam się od rzeczy i ludzi, którzy sprawiają, że czuję się źle. Inwestuję za to w to, co sprawia, że w głowie mam porządek, a w lustrze spotyka mnie uśmiech.

Nie patrzę na siebie myśląc, że lepiej to już było. Jasne, przybywa zmarszczek, ale czy chciałabym być wyprasowana i nadęta? Nie. Wiek to wizytówka. Każdy ma swoje plusy. W końcu teraz, kiedy dobijam do 40-ki, nauczyłam się doceniać to, co mam. Szczególnie jeśli chodzi o wygląd. Wiem już w czym czuję się dobrze, a w czym nie. Polubiłam swoje wady i nauczyłam się z nimi żyć. Wydobywam kiedy tylko mogę swoje atuty. Śmieję się z niedoskonałości. Co z tego, że gdzieniegdzie mi coś zwisa, jeśli mnie to wisi? Pokazywałam już zdjęcia w dresie, bez makijażu, w wałkach. Głośno przyznawałam, że mam uda jak Jagna z Chłopów. Ten dystans pozwala mi żyć. Kiedy zwierzyłam się raz koleżance, że mam za dużo tu i tu, popatrzyła na mnie zdziwiona. “Zawsze byłam chudzielcem, brakowało mi ciała, piersi, kobiecej sylwetki, ja Ci zazdroszczę” powiedziała smutno.

No więc i ja siebie teraz taką widzę. I szczerze powiem, że żal mi życia na porównania i na marnowanie go pomiędzy prostowaniem cellulitu, zastrzykami z botoksu, a zbieraniem na cycki. Bo wiem, że nawet, gdybym schudła do rozmiaru 0, naprawiła rozorany ciążą brzuch, na pewno zaraz wymyśliłabym, że teraz do płaskiego brzucha koniecznie potrzebuję innych, nowych, koniecznie nigdy nie śpiących, piersi. I nadal byłabym nieszczęśliwa, oszczędzając życie na przyszłość, która mogłaby nigdy nie  nadejść. Wolę skupić się na innych aspektach. Wykorzystywać każdy dzień do życia jego pełnią. A nie do płakania w kąciku, bo Cosmo twierdzi, że teraz Jedynym Akceptowalnym Kolorem jest rudy.

Pod każdym moim zdjęciem pojawiają się komentarze od życzliwych w stylu “mam nieodparte wrażenie, że byłoby Ci lepiej bez grzywki”, “koniecznie spróbuj blond”. “paznokcie modne są teraz kwadratowe”, “na spodnie z dziurami to chyba już za stare jesteśmy”, “czarna kawa, fuj”! A przecież to moje życie, moje podniebienie, a w końcu moje paznokcie. Jestem pewna, że nawet jeśli nie jesteś blogerem, nie masz konta w mediach społecznościowych i tak spotykasz się codziennie z krytyką.

Nikt Cię tak nie pocieszy jak babcia, która na Twój widok wykrzykuje, że super, że trochę Ciebie więcej, od razu zdrowiej wyglądasz! Mąż, który na pytanie czy dobrze wyglądasz odpowie “yyyy, ładny kolor”, żona, która podsuwa karnet na siłownię i usuwa z diety ziemniaczki i schabowszczaki. Dzieci, które Ci powiedzą, że masz tu i tu pomarszczone jak te staruszki. Bo ludzie uwielbiają grzebać w cudzych majtkach! To sprawia, że na chwilę sami czują się lepiej.

Rewelacyjne jest to, że wszyscy jesteśmy inni. Mam kilka koleżanek w rozmiarze XXL. Są tak apetyczne i ponętne, że oczu nie można od nich oderwać. Wierzą w siebie i podkreślają atuty. Czerwone szminki, buty na wysokich obcasach, podkreślone biusty, długie pazury. Czują się sexy. Nie muszą chować się w bezkształtnym dresie. Znam też takie, które są chłopczycami. Nie malują się, nie noszą spódnic, paznokcie krótko obcięte. Mają w sobie tyle wdzięku, powabu i kobiecego uroku, że aż kapie. Znam mężczyzn, którzy są atrakcyjni, choć z wyglądu daleko im do ideału. Bo to, co nas określa, jest w środku. To intelekt, spojrzenie, ciepło, poczucie humoru. To nie zawsze kiecki z Zary, Ray Bany i sześciopak. Ale jeśli to one dają Ci szczęście i komfort – nikomu nic do tego.

Bądź najlepszą wersją siebie. Dla siebie, nie dla babci, wyimaginowanych cenzorów, czy spoconych nastolatek na siłce. Pewność siebie rodzi się w środku. Ta pewność, która daje siłę do walki z życiem. Jeśli chcesz mieć łysą głowę, albo różowe włosy, nosić trampki w wieku 60 lat, a na 40-kę w prezencie zafundować sobie tatuaż, a na dzień matki drogą torebkę – zrób to. Prawdziwa wolność to życie w zgodzie z sobą. Jeśli Ci się to uda, wszyscy wtedy magicznie będą do Ciebie lgnąć. Bo jesteś sobą, a nie kopią marketingowych targetów. Powiedz tak wszystkiemu, co wzbogaca Twoje życie i Twój świat. Wszystko zależy od Ciebie, bo nikt inny na tej planecie nie zdoła Cię uszczęśliwić.

Nie przejmuj się opinią innych. Krytykę biorę na klatę, ale dobre rady i opinie wylatują drugim uchem. Wszystkim podoba się tylko dolar. Na każdą rzecz można spojrzeć z jakimś ale. Na człowieka też. Walcz o taką pewność siebie, która pozwoli Ci na dystans.  Taką pewność, niezależną od wyglądu, od kilogramów, ocen innych osób. Pewność siebie, która pomaga iść przez życie wiedząc, że sobie w nim poradzisz. Może nie zawsze będzie kolorowo, ale nie poddasz się i pewnie spadniesz na cztery łapy. W końcu w życiu zawsze jakoś jest. To pewność siebie, która daje ponadczasową wartość i wiarę, że jesteśmy ok. Pewność siebie, która sprawia, że nawet jeśli ktoś Ci będzie próbował dopiec, co najwyżej ironicznie się uśmiechniesz.

Choć tak bardzo się różnimy, wszyscy mamy równe szanse do osiągnięcia szczęścia, zbudowania wartościowych związków, sięgania do gwiazd. Nikt nie lubi, jak się go krytykuje i wyśmiewa, dlatego najbardziej trzeba walczyć nie o chudy tyłek ale o akceptację samego siebie. Wtedy wszyscy kupią Twój produkt, bo skoro sam twierdzisz, że jesteś super, inni mogą się co najwyżej z Tobą zgodzić.

I co, czy ja nie mogę być modelką? Mogę! Kto mi zabroni 🙂

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!