Alternatywne zawody dla mam.

Słowo matka jest teraz wszędzie. To słowo klucz, zawiera w sobie życie, emocje, prawdę, miłość. No i oczywiście wysiłek. Ogromny wysiłek, na który składa się szereg obowiązków, z którymi na co dzień mierzy się każda mama. Niektóre są strasznie dziwne, choć wykonujemy je tak często, że aż automatycznie, nie poświęcamy im zbyt wiele przemyśleń. Jakby słowo mama kryło w sobie kilkanaście innych zawodów, które razem składają się w jedno. Stworzyłam małą listę i oto alternatywne zawody dla mam.

Podająca.

Cały czas coś podaję. A to piciu, a to coś do ubrania, a to podusię pod głowę, a to misia. Zdaje się, że mam zawsze pod ręką coś, co się komuś przyda, albo przynajmniej wiem, gdzie to leży, a skoro wiem, to przecież chętnie podam.

Matka Pralka.

Termin Matka Polka już dawno powinien zostać zastąpiony przez Matkę Pralkę. Pranie, prasowanie, składanie. Codziennie. Bez końca. Dziecko potrzebuje innej koszulki do każdego posiłku. W trakcie odpieluchowania zmoczyć potrafi się nawet czapeczka, spodnie ojca, kawałek sofy i gazeta. To wszystko za sprawą kilku kropelek siku.

Poszukująca skarpetek.

Wkładam do pralki 5 par, wyciągam 7 pojedynczych sztuk. I każde pranie tak. Wsiąkają bez śladu. Mam teorię, że skarpetki w domu, w którym są dzieci męczą się hałasem i idą w świat w poszukiwaniu lepszego życia, pozostawiając te mniej odważne i bardziej leniwe za sobą.

Kieszonkowiec.

Raz wypierzesz górę prania z wredną, złożoną ciasno w tylnej kieszeni, chusteczką higieniczną i już nigdy więcej nie popełnisz tego błędu. Przed każdym praniem jak w obłędzie, obszukujesz kieszenie.

Ścierająca.

Od pięciu lat ścieram, podcieram, wycieram. Albo była to czyjaś pupa, albo buzia od czoła do łokcia ubabrana czymś lepkim, albo soczek, który sam się był rozlał się, albo podłoga, po której przetoczyło się stado przedszkolaków po kolana w błocie. Cały dzień. Nic dziwnego, że mokre chusteczki kupuję hurtowo i mam je skitrane absolutnie wszędzie, włącznie z samochodem, torebką, a i paczka pod łóżkiem się znajdzie.

Odkrywca.

„Mamo, a gdzie jest…” to pytanie numer 1 w moim domu. Nawet, jeśli moje dziecko ubrawszy jedną skarpetkę na nogę, zabiera się do ubierania drugiej, którą położyło sobie sekundę temu obok, spyta mnie, z oczami kota ze Shreka, gdzie jest druga skarpetka. Po delikatnej aluzji szczerze się zdziwi, a potem nawet ucieszy, że cały czas była tak blisko.

Karmnik.

Z trójką moich małych dzieci i jednym dużym, istnieje prawdopodobieństwo, że ktoś w moim domu ciągle jest głodny. A to tost, a to jabłuszko, a to obiad, a to deserek, a to „zlobis nam naleśnicki”? W weekend godzinami nie wychodzę z kuchni, stale latam doglądać kolejne dania, co kiedyś moja córka skwitowała słowami – „mamusiu, gdybyś przywiązała się do piekarnika, byłoby Ci szybciej”.

Wróżbita.

Tylko matka widzi, że skończyła się rolka papieru, że gary wychodzą ze zlewu, że żarówka przepalona, że mleka nie ma, że pampers ostatni na pupie. Innych domowników jakoś to omija. Nie mają tego zmysłu, a szkoda, bo to prawdziwy dar jest. Dar przewidywania nieuchronnego końca papieru toaletowego.

Zdarta płyta.

Codziennie to samo. 30 razy dziennie powtarzane te same frazesy. Nie liż tego, nie dotykaj noża, nie wychodź na ogródek bez majtek, nie mów kupa, nie jedz rękami. A potem się pan domu nawinie. Podobno kłótnia z kobietą jest jak koncert. Najpierw lecą nowości, potem stare hity. Potwierdzam.

Okrywająca.

Kołderką, albo kocykiem, w zależności od sezonu i miejsca. Kołdra z małych dzieci spada szybciej. Pięć razy szybciej. Więc matka podnosi. Pięć razy w ciągu nocy. Bo przecież nawet przez sen czuje, że dziecku w pokoju obok jest zimno.

Mamapedia.

Czy matka nie zna odpowiedzi na każde pytanie? Czy nie wie jak robi żyrafa, dlaczego ten Pan śmierdzi mamusiu, czemu woda jest niebieska i dlaczego na śniadanko nie możemy czekolady? Jasne, że wie.

Pędząca z wiatrem.

Tudzież z piórem. Wszędzie, od rana do nocy, leci przed siebie, żeby zdążyć. A to ugotować, a to kupić, a to naprawić, uprać, pościerać, pokroić, poskładać, odwieźć, zawieźć, przywieźć, zaprowadzić, przebrać, nakarmić, umyć, poczytać, namalować, pośpiewać, pohuśtać, uśpić. Wszystko oczywiście pomiędzy innymi przyjemnościami, typu praca.

Ziaziafix.

Wiadomo, że na wszelkie rany pomaga chuchanie na ziazia, ewentualnie całus, przytulas i można lecieć broić dalej. Bardziej wtajemniczone osobniki domagają się kolorowego plasterka. Który oczywiście matka ma zawsze przy sobie! 

Cyrkowiec.

No bo kto inny, jak nie matka, robi to wszystko stając na głowie, żeby grało i buczało, codziennie dziwiąc się, że się jeszcze nie przewróciła. A na pytanie, co dziś robiła, ma ciemno przed oczami? Bo przecież życie to cyrk. Czasem łzy, czasem salwy śmiechu, czasem wzruszenie, innym razem groteska. A matka stoi na scenie i gra. Raz rozśmiesza, raz pociesza, w zależności od potrzeb. I tylko się martwi, czy widownia zadowolona, czy wszyscy dobrze się bawią, czy są bezpieczni, czy nikomu nie zimno, czy nikt nie jest głodny, czy przyjdą po latach na kolejny występ.

Przychodzi mi wiele innych zawodów do głowy – bankomat, szofer, helikopter. I wiecie co? Kiedyś sobie otworzymy ten wpis, przeczytamy z uśmiechem wszystkie alternatywne zawody dla mam, które składały się na nasz dzień, na ciąg dni, a te na lata i powiemy: “Taaaaak. Wychowałam człowieka. Dałam radę i jeszcze potrafiłam z siebie wykrzesać strój wróżki na zawołanie, uśmiech do męża, a i do kina z koleżanką poszłam”.

Brawo my!

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!